Prezydent Donald Trump ogłosił wycofanie USA z uzupełniającego ramową konwencję Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu porozumienia paryskiego, które wymaga od Stanów Zjednoczonych ograniczenia emisji gazów cieplarnianych.
Poczynając od dzisiaj USA zaprzestaną implementacji porozumień paryskich - powiedział Trump. Dodał, że "amerykańscy pracownicy, których kocha (...)" płacą cenę za postanowienia wynikające z tego traktatu w postaci kosztów, utraty miejsc pracy i ograniczenia produkcji w niektórych sektorach gospodarki.
Trump uzasadnił swą decyzję tym, że konieczność redukcji emisji gazów cieplarnianych, wynikająca z paryskich ustaleń, byłaby zbyt kosztowna dla USA, a on będzie zabiegał o "lepsze porozumienie".
Porozumienie paryskie jest "w najwyższym stopniu niekorzystne dla USA", działa natomiast na korzyść innych krajów - dodał.
Prezydent USA powiedział, że paryskie porozumienie przynosi korzyść "wyłącznie" innym krajom, a on został wybrany, by "reprezentować mieszkańców Pittsburgha, a nie Paryża".
Trump oznajmił też, że USA rozpoczną negocjacje w sprawie porozumienia, którego "warunki będą uczciwe dla USA", ale zastrzegł, że uzyskanie takiego paktu nie jest priorytetem dla USA. Jeśli możemy (to zrobić), to świetnie. Jeśli nie - w porządku - dodał.
Prezydent oświadczył, że wycofanie Ameryki z porozumienia "nie będzie miało dużego wpływu" na klimat.
Dodał, że jak dotąd firmy w USA oraz amerykańscy podatnicy ponosili koszty tego porozumienia.
Trump podkreślił, że rezygnacja z zobowiązań wynikających z porozumienia będzie korzystna dla amerykańskiego sektora energetycznego i przemysłu. Pittsburgh w stanie Pensylwania jest ośrodkiem przemysłu ciężkiego.
Amerykański prezydent powiedział także, że wycofanie USA z porozumienia, które narzucało "drakońskie" obciążenia finansowe i gospodarcze, jest "potwierdzeniem amerykańskiej suwerenności".
Trump podkreślił, że wycofuje kraj z porozumienia paryskiego, aby "spełnić swój (...)obowiązek, by bronić Ameryki i jej obywateli".
Przywołał też hasło swej kampanii: "Ameryka przede wszystkim", tłumacząc, że kieruje się ekonomicznymi interesami USA. Nie chcemy już, aby śmiali się z nas inni przywódcy i inne kraje. I nie będą - dodał.
Podczas kampanii wyborczej Trump obiecywał, że "skasuje" porozumienie paryskie w ciągu 100 dni od objęcia urzędu prezydenta.
Decyzję Donalda Trumpa skrytykował były prezydent Barack Obama, który napisał w oświadczeniu, że administracja Trumpa "odrzuca przyszłość".
Obama wyraził jednak nadzieję, że amerykańskie "stany, miasta oraz firmy" podejmą teraz większe wysiłki i będą ciężej pracować, aby "chronić planetę", nawet jeśli "obecna administracja dołączyła do małej grupy krajów, które odrzucają przyszłość".
Decyzję Trumpa skrytykowała także mer Paryża Anne Hidalgo, nazywając ją "pomyłką, która będzie miała dramatyczne konsekwencje". Przypomniała, że podpisanie tego porozumienia w stolicy Francji w 2015 roku było możliwe dzięki pomocy i zdecydowaniu Stanów Zjednoczonych.
We wspólnej deklaracji przywódcy Niemiec, Francji i Włoch wyrazili ubolewanie z powodu wypowiedzenia przez prezydenta USA Donalda Trumpa paryskiego porozumienia klimatycznego i odrzucili możliwość jego renegocjacji.
"Uważamy wytworzoną w Paryżu w grudniu 2015 roku dynamikę za nieodwracalną i jesteśmy mocno przekonani, że paryskiego porozumienia nie można negocjować na nowo, gdyż stanowi ono życiowo ważny instrument dla naszej planety, naszych społeczeństw i naszych gospodarek" - głosi oświadczenie, jakie podpisali kanclerz Niemiec Angela Merkel, prezydent Francji Emmanuel Macron i premier Włoch Paolo Gentiloni.
"Dlatego z całą mocą ponawiamy nasze zobowiązanie, by szybko wprowadzić w życie paryskie porozumienie wraz z jego celami w sferze finansowania ochrony klimatu i zachęcamy wszystkich naszych partnerów do przyspieszenia ich przedsięwzięć na rzecz zwalczania zmian klimatycznych" - czytamy w oświadczeniu. Deklaruje ono również przekonanie, że "realizacja paryskiego porozumienia zawiera w sobie istotne gospodarcze szanse na dobrobyt i wzrost w naszych państwach i na płaszczyźnie globalnej".
Merkel, Macron i Gentiloni zapowiedzieli ponadto zwiększenie wysiłków na rzecz "wspierania państw rozwijających się, w szczególności tych najuboższych i najbardziej zagrożonych w osiąganiu ich celów w ochronie klimatu i dostosowywaniu się" do wymogów porozumienia.
Przyjęte w grudniu 2015 roku na konferencji klimatycznej ONZ w Paryżu porozumienie ratyfikowało - jak dotąd - 147 państw, a USA uczyniły to we wrześniu ubiegłego roku. Zobowiązały się w ten sposób do podjęcia działań na rzecz ograniczenia wzrostu średniej temperatury na świecie do wyraźnie mniej niż 2, a jeśli to możliwe do 1,5 stopnia Celsjusza w porównaniu z epoką przedindustrialną. Wymaga to zredukowania globalnej emisji gazów cieplarnianych, w której udział USA wynosi według porozumienia paryskiego 17,89 proc. Wyprzedzają je pod tym względem tylko Chiny z udziałem 20,09 proc.
Porozumienie paryskie ma wejść w życie w 2020 roku na miejsce uzupełniającego konwencję w sprawie zmian klimatu protokołu z Kioto. Protokół ten obowiązywał w latach 2008-2012, a uzgodnione na konferencji klimatycznej ONZ w stolicy Kataru Dausze w 2012 roku przedłużenie jego ważności na następne osiem lat nie nabrało jeszcze mocy prawnej. 36 państw uprzemysłowionych oraz Unia Europejska podpisały także aneks do protokołu, nakładający na nie określone limity emisji gazów cieplarnianych z możliwością handlu niewykorzystanymi nadwyżkami w przydzielonych kwotach.
(ph)