W Parlamencie Europejskim zakończyła się debata na temat praworządności w Polsce i na Węgrzech oraz dyskryminacji osób LGBT. Jak donosi korespondenta RMF FM w Brukseli Katarzyna Szymańska-Borginon, debata była okazją do ostrej wymiany zdań w sprawie wetowania przez Warszawę i Budapeszt unijnego budżetu i Funduszu Odbudowy po pandemii.
Podczas debaty eurodeputowani wszystkich prodemokratycznych frakcji domagali się od krajów UE stanowczości wobec Polski i Węgier, które wetują unijny budżet.
Nie możemy iść na kompromis w sprawie w kwestii wartości - apelował słowacki eurodeputowany z Europejskiej Partii Ludowej (EPL) Vladimír Bilčík. Najdosadniej wyraziła się przedstawicielka liberałów Sophie in't Veld. Jest bardzo ważne, by pozostałe kraje trzymały się i nie poddawały szantażowi ze strony dwóch skorumpowanych autokratów, bo jeżeli nie, to stworzymy fatalny precedens - mówiła.
Na te słowa zareagowała Beata Kempa z PiS-u, która zabrała głos dopiero na zakończenie debaty (bo nie mogła się wcześniej połączyć - przyp. red.) mówiąc, że "jest to pomówienie" i że powinny zostać z tego "wyciągnięte konsekwencje".
Eurodeputowani krytykowali także nieobecność zaproszonych na debatę polskich i węgierskich władz oraz niemieckiej prezydencji.
To sygnał, jak poważna jest sytuacja - było słychać głosy urażonych eurodeputowanych.
Z kolei komisarz ds. praworządności Didier Reynders powiedział, że mechanizm praworządnościowy "to bardzo pozytywne rozwiązanie" i czekamy na nie w "naszym pudełku z narzędziami". Wyjaśnił, że w tym "pudełku" ma już pozwy do TSUE, procedurę art. 7 i doroczne raporty nt. praworządności we wszystkich krajach UE.