W Islandii w najbliższą sobotę odbędą się przedterminowe wybory parlamentarne. Mniejszościowy rząd tymczasowy koalicji Sojuszu Socjaldemokratycznego i Zielonej Lewicy może według sondaży liczyć na zwycięstwo i większość w parlamencie. Liczący 320 tys. mieszkańców kraj jako pierwszy odczuł ubiegłej jesieni międzynarodowy kryzys finansowy i znalazł się na granicy bankructwa.
Po długotrwałych protestach, które zostały nazwane "rewolucją rondli", ponieważ ich uczestnicy hałasowali za pomocą tych naczyń pod budynkami rządowymi, konserwatywny rząd premiera Geira Haarde został zastąpiony pod koniec stycznia przez rząd koalicji socjaldemokratów i Zielonych. Uczestnicy protestów zarzucali władzom nieudolność w obliczu kryzysu gospodarczego.
W sondażu Instytutu Gallupa opublikowanym w środę socjaldemokraci uzyskali 31,7 proc. głosów, a współpracująca z nimi Zielona Lewica 25,7 proc. W sumie ich koalicja będzie dysponowała 57,4 proc. głosów. Zapewni jej to około 36 z 63 miejsc w parlamencie. Rządząca poprzednio konserwatywna Partia Niepodległości Geira Haarde będzie prawdopodobnie największą partią opozycyjną i uzyska około 15 miejsc. Partia Postępowa może liczyć na około 7 miejsc.
Socjaldemokraci na których czele stoi premier Johanna Sigurdardottir, oświadczyli, że po wyborach będą chcieli utrzymać koalicję z Zieloną Lewicą. Również lider Zielonych minister finansów Steingrimur Sigfusson potwierdził, że chce kontynuować współpracę.
Do parlamentu mogą też wejść przedstawiciele Ruchu Obywatelskiego - platformy aktywistów, którzy organizowali "rewolucję rondli". Mogą oni uzyskać około 7 proc. głosów.
Socjaldemokraci chcą przeforsować szybkie przystąpienie Islandii do UE. Premier Sigurdardottir oświadczyła we wtorek w wywiadzie dla dziennika "Morgunbladid", że osiągnęła kompromisowe porozumienie z eurosceptycznymi Zielonymi. Najprawdopodobniej, nawet w przypadku niespodziewanego zwycięstwa konserwatystów, przeprowadzone zostanie referendum w sprawie rozpoczęcia negocjacji członkowskich z Brukselą.
Głównym argumentem zwolenników przystąpienia Islandii do Unii Europejskiej jest nadzieja na wprowadzenie euro, które zastąpiłoby zdeprecjonowaną koronę. Zdaniem Sigurdardottir wprowadzenie euro jest możliwe w ciągu czterech lat. Kontrargumentem jest obawa przed utratą na rzecz Brukseli praw do dysponowania łowiskami wokół wyspy. Rybołówstwo jest obok turystyki i przetwórstwa aluminium podstawą gospodarki Islandii.