Świat z niepokojem obserwuje wydarzenia w Nigrze. Kraje Afryki Zachodniej opracowały plany ewentualnej interwencji wojskowej w kraju zajętym przez wojskową juntę. Ciągle jednak jest nadzieja na pokojowe wyjście z impasu. Wydarzeniom w Nigrze przyglądają się Stany Zjednoczone, dla których zachodnioafrykański kraj był jednym z najważniejszych partnerów w regionie.
W czwartek odbył się nadzwyczajny szczyt Wspólnoty Gospodarczej Państw Afryki Zachodniej (ECOWAS), na którym zdecydowano o zmobilizowaniu międzynarodowych sił w odpowiedzi na odrzucenie przez generała Tchaniego (odpowiedzialnego za wojskowy przewrót w kraju) podania się do dymisji i oddania władzy demokratycznie wybranym władzom Nigru.
Prezydent Nigerii Bola Tinubu, który pełni funkcję przewodniczącego ECOWAS, wciąż liczy na pokojowe rozwiązanie konfliktu, wyraźnie jednak zaznaczył, że w grę wchodzi każda opcja, łącznie z użyciem siły.
Do Wspólnoty dołączyły Stany Zjednoczone. Antony Blinken wydał oświadczenie, w którym stwierdził, że "USA doceniają determinację ECOWAS w osiągnięciu pokojowego rozwiązania kryzysu". Jednocześnie szef amerykańskiej dyplomacji zapewnił, że Stany Zjednoczone pociągną do odpowiedzialności grupę Tchaniego, jeśli przetrzymywanemu w areszcie prezydentowi Bazoumie i jego rodzinie stanie się krzywda.
Prezydent Nigru i jego bliscy są według obserwatorów organizacji ochrony praw człowieka przetrzymywani w skandalicznych warunkach, pozbawieni prądu i środków medycznych.