Nie było czasu na jakąkolwiek reakcję, poza ucieczką - relacjonują świadkowie pożaru, który wybuchł w wigilię Bożego Narodzenia w Valparaiso w Chile. Ogień zniszczył 245 domów.
Niektórzy Chilijczycy stracili wszystko, nawet zwierzęta domowe. Z ogarniętych pożarem lub zagrożonych nim dzielnic ewakuowano wiele rodzin.
W czwartek do Valparaiso przybył prezydent Chile Sebastian Pinera, według którego istnieją dowody, że pożar został wywołany rozmyślnie. Głęboko żałuję, że noc, która powinna być przepełniona spokojem, zamieniła się w tragedię - powiedział.
Valparaiso to znany z kolorowych, drewnianych domów kurort, bardzo popularny wśród turystów w Ameryce Południowej. Pożar wybuchł w zalesionej okolicy na obrzeżach miejscowości i rozprzestrzenił się w kierunku wybrzeża, wdzierając się na wzgórza Rocuant i San Roque, gdzie znajdują się malownicze osiedla z widokiem na całe miasto.
W akcji gaszenia pożaru brało udział dziewięć zespołów strażackich, pięć śmigłowców i dwie cysterny z wodą. Ogień strawił już 150 hektarów pastwisk, zarośli i lasów.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Katastrofa samolotu w Kazachstanie. Na pokładzie było sto osób