"Usłyszałem, że ludzie krzyczą, myślałem, że to Ariana wróciła i zaczęła śpiewać" - tak moment zamachu na Manchester Arena opisuje uczestnik koncertu Ariany Grande, pan Marcin. "Myślałem, że to dzieci panikują, ale jak wszyscy uciekali, to zrozumiałem, że to coś poważnego" - dodał w rozmowie z dziennikarzem RMF FM.
Pan Marcin w rozmowie ze specjalnym wysłannikiem RMF FM Patrykiem Michalskim opowiadał, że szybko opuścił salę po koncercie. Poszedłem do ubikacji i kiedy tam byłem, to usłyszałem, że ludzie krzyczą. Myślałem, że to Ariana wróciła na scenę i zaczęła śpiewać. A ten huk brzmiał jak przester głośnika - relacjonuje. Kiedy wróciłem, to zobaczyłem, jak tłum ludzi biegnie do wyjścia - dodaje.
Polak przyznaje, że z początku nie doceniał powagi sytuacji. Myślałem, że dzieci trochę panikują, ale jak zobaczyłem, jak wszyscy uciekają i płaczą, to zrozumiałem, że to coś poważnego - opowiada.
W Manchester Arenie były także problemy z komunikacją. Nie dało się do nikogo zadzwonić, bo przy takiej ilości telefonów komórkowych sieci po prostu nie działają - wspomina pan Marcin.
Do makabrycznego zamachu w Manchesterze doszło w poniedziałek wieczorem. Zginęły 22 osoby, a 119 zostało rannych. Zamachowiec-samobójca zdetonował bombę tuż po koncercie amerykańskiej piosenkarki Ariany Grande w mieszczącej 21 tys. osób hali widowiskowo-sportowej Manchester Arena.
(az)