Po 10 dniach amerykańskich nalotów operacja antyterrorystyczna w Afganistanie wkroczyła w nową fazę - przyszedł czas na zniszczenie sił lądowych Talibów i oddziałów Osamy bin Ladena. Wprawdzie ciągle trwają zmasowane naloty - teraz bombardowany jest Kabul, ale Stany Zjednoczone po raz pierwszy sięgnęły po jedną z najpotężniejszych broni w swoim arsenale takim zwane latające czołgi AC-130.
Maszyny te są przeznaczone do wsparcia z powietrza ataków oddziałów sił lądowych, w tym operacji sił specjalnych. Wiadomo, że jeden z takich latających czołgów ostrzelał Kandahar. Talibańska agencja prasowa Bachtar twierdzi, że nad miastem widziano też amerykańskie śmigłowce, ale Pentagon zaprzeczył, jakoby wysłano komandosów. Choć na ogół bombardowania przeprowadzane są z chirurgiczną precyzją, to niemal codziennie napływają informacje o ofiarach wśród ludności cywilnej. Według ambasadora Talibanu w Pakistanie, w ciągu ostatniej doby w samym tylko Kandaharze zginęło 15 osób. W Kabulu bomby spadły na budynek Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Ranny został jeden z pracowników misji. Część zgromadzonej tam żywności spłonęła. Wiadomości o ofiarach bombardowań docierają na tereny zajęte przez antytalibański Sojusz Północny. Żołnierze Sojuszu cały czas cieszą się z amerykańskich nalotów. Chociaż coraz częściej pojawiają się głosy współczucia dla cywilnych ofiar nalotów. Wielu mieszkańców północnego Afganistanu ma przecież krewnych po tamtej stronie frontu. Dziś afgańskie radio podało, że zniszczony został dom duchowego przywódcy Talibów mułły Omara w Kandaharze. Prawdopodobnie w tym nalocie zginął jego syn i córka. Słabnący potencjał wojskowy Talibów wykorzystują wojska opozycyjnego Sojuszu Północnego. Oddziały uzbeckiego generała Abdulrahmana Dostuma szturmują twierdzę Mazar-I-Szarif na północy kraju. Pojawiły się już doniesienia, że w rękach opozycji znalazło się już kilka dzielnic miasta.
22:15