Po zestrzeleniu przez syryjskie wojsko tureckiego myśliwca powraca dyskusja nad tym, czy społeczność międzynarodowa powinna rozpocząć interwencję zbrojną w kraju rządzonym przez Baszara Asada. Amerykańskie władze przyznają, że sytuacja w Syrii jest bardzo poważna, ale nie składają w tej sprawie żadnych konkretnych deklaracji.
Syryjczycy mieszkający w USA, którzy bardzo często protestują przed Białym Domem, nie mogą zrozumieć postępowania władz i domagają się od nich interwencji. Jednak Barack Obama zdaje się nie słyszeć ich głosów. Republikanie mówią, że dla urzędującego prezydenta ważniejsza jest kampania wyborcza niż rola męża stanu, który powinien przewodzić międzynarodowej społeczności.
Konflikt w Syrii nabiera coraz poważniejszych kształtów. Szef irackiej dyplomacji mówi o groźbie wojny religijnej. Z kolei sekretarz generalny ONZ jest przekonany, że nad Syrią wisi groźba wojny domowej. Victoria Nuland z Departamentu USA podkreśla, że strzelając do tureckiego samolotu Syria złamała prawo. Samolot został po prostu zestrzelony. To jest niezgodne z międzynarodowymi przepisami - twierdzi. Eksperci mówią, że w związku z sytuacją w Syrii może dojść nawet do konfliktu na skalę światową.
Brutalność reżimu prezydenta Baszara Asada może doprowadzić do międzynarodowej interwencji zbrojnej w Syrii - stwierdził pod koniec maja przewodniczący Kolegium Szefów Sztabów USA, generał Martin Dempsey. Jednak od tego czasu ani USA, ani żaden z innych krajów NATO nie podjęły żadnych decyzji co do wojskowej interwencji w Syrii.