Rosyjscy policjanci znaleźli dom, w którym mała dziewczynka była niemal wychowywana przez koty. Zajmować się nią miał przyjaciel matki, która porzuciła dziecko, gdyż twierdziła, że 6-latka jest agresywna.
Policjanci w Tałdom na przedmieściach Moskwy zauważyli dziwnie zachowującego się mężczyznę i chcieli sprawdzić jego dokumenty. Ten zaczął im uciekać, aż wbiegł na teren prywatny i wspiął się przez okno do domu. Funkcjonariusze postanowili zapukać do drzwi. Otworzyła im kobieta.
Rosyjscy policjanci zobaczyli za kobietą zaśmieconą podłogę, niemal wysypisko, na którym siedzi mała dziewczynka. Dziecko było rozebrane i czołgało się po śmieciach, wydając dziwne odgłosy. W pobliżu było 19 kotów. Okazało się też, że dziewczynka reaguje na "kici-kici".
Na piętrze domu policjanci znaleźli mężczyznę, który im uciekł oraz kolejne dziecko - 11-letnią dziewczynkę. Wyglądała na czystą i zadbaną.
Okazało się, że kobieta, która otworzyła policjantom drzwi to 34-letnia matka obu dziewczynek. Młodsze dziecko urodziła w 2015 roku. Kiedy dziewczynka skończyła trzy lata matka zaczęła się o nią martwić: dziecko miało zachowywać się agresywnie, dziewczynka rzucała się na swoją rodzicielkę i próbowała ją gryźć.
34-latka tłumaczyła, że kupiła dom na przedmieściach, by "schować" swoje dziecko. Powiedziała, że nie ma zaufania do psychiatrów i bała się, że dziewczynka zostanie jej zabrana i wysłana do ośrodka.
Kobieta i jej druga córka nie mieszkały jednak w tym domu. Zajmował je jej 65-letni przyjaciel, który miał się opiekować młodszym dzieckiem. To jego chciała wylegitymować policja. Mężczyzna od 2019 roku miał się dziwnie zachowywać, przynosił do domu różne śmieci. W mieszkaniu pojawiło się także kilkanaście kotów.
Służby ustaliły, że w domu nie było warunków do tego, by wychowywać dziecko, a nawet - by w ogóle w nim mieszkać. Nie było lodówki, łóżeczek, ubrań, a wszystko było zagracone. Według ustaleń, 6-latka jadła kocie jedzenie.
34-letniej matce dzieci odebrano prawa do dzieci, a także wszczęto śledztwo w związku z niedopełnieniem obowiązków wychowywania ich. Okazało się także, że starsza córka nie chodziła do szkoły, a matka uczyła ją w domu.
Lekarze szpitala, do którego trafiła 6-latka stwierdzili, że dziecko ma lekką niedowagę. Chętnie jednak nawiązuje kontakt z dorosłymi i reaguje na ich mowę. Nie stwierdzono także żadnej agresji, o której mówiła matka dziewczynki.