Dziś w nocy zmieniamy czas z zimowego na letni, przez co śpimy godzinę krócej. O drugiej nad ranem trzeba będzie przesunąć wskazówki zegarów na trzecią. W całej Unii Europejskiej na czas letni przechodzi się w ostatnią niedzielę marca. Do czasu zimowego wraca się w ostatnią niedzielę października. "Z ekonomicznego punktu widzenia to jest kłopot. Należy wypłacić dodatkowe wynagrodzenie za godzinę pracy. Dodatkowo jest to godzina pracy w nocy, a więc jeszcze dodatek za to nam się należy. To taki konkretny wymiar finansowy. To generuje koszty, a właściwie trudno w tej chwili powiedzieć, w jakim obszarze generuje jakieś korzyści czy zalety" - mówił w Radiu RMF24 dr Bartłomiej Gabryś z Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach.
Krzysztof Urbaniak: Lubi pan tę zmianę czasu, czy wręcz przeciwnie?
Bartłomiej Gabryś: Akurat ta marcowa nie jest moją ulubioną zdecydowanie. Chyba jak większość z nas, wolę tą październikową.
Dyskusja na temat zasadności zmiany czasu w Unii Europejskiej toczy się od kilku lat. Konsultacje publiczne przeprowadzane przez Komisję Europejską wśród Europejczyków w 2018 roku wykazały, że 84 proc. respondentów opowiedziało się za zniesieniem zmian czasu. Dlaczego w takim razie ciągle ta zmiana czasu obowiązuje?
Obowiązuje dlatego, że po drodze od roku 2018 zdarzyły nam się czarne łabędzie. Po pierwsze, była pandemia. Drugim czarnym łabędziem jest wszystko to, co dzieje się za naszą wschodnią granicą. Jeśli popatrzymy na taki układ czasowy, historyczny, to są dwa główne powody, dla których dzisiaj ciągle jeszcze rozmawiamy o tym, czy ten czas zmieniać, czy nie zmieniać. Chyba dużo ważniejsze jest pytanie dlaczego nie dyskutujemy w tej chwili o tym, który z nich wybrać? Mimo że różne ankiety realizowane na poziomie polskim i europejskim wskazywały, że wolimy czas letni.
Może pójść na kompromis i przesunąć zegarki tylko o pół godziny do przodu i tak już zostawić? Nie było takich argumentów?
Jest to kuszące rozwiązanie. Proszę sobie wyobrazić, że pierwsze pomysły, gdy myślano o tym, jak wprowadzić tę zmianę czasową, wcale nie były dalekie od pana pomysłu. Pierwsze koncepcje zakładały, aby mniej więcej w okolicach marca, kwietnia, co tydzień zmieniać czas o 20 minut, tak aby osiągnąć zmiany wielkości jednej godziny. To wbrew pozorom nie jest tak dalekie. Niemniej jednak takie połówkowe traktowanie czasu sprawiłoby bardzo dużo różnego rodzaju kłopotów związanych z logistyką, z przemieszczaniem się. Pamiętajmy, że nie jesteśmy sami w zglobalizowanym świecie. Połówkowe rozumowanie czasu byłoby znaczącym utrudnieniem w życiu gospodarczym, ale też w takim życiu naszym, normalnym. Przemieszczając się, przekraczając granicę, mielibyśmy z tym spory kłopot.
Jakie są argumenty za, a jakie przeciw zniesieniu zmiany czasu?
Podnoszona efektywność ekonomiczna czy właściwie racjonalność korzystania ze źródeł energii miała znaczenie w okresie, kiedy te zmiany się pojawiły - to jest końcówka pierwszej wojny światowej. Badania Polskich Sieci Elektroenergetycznych obejmujące analizę 10 lat wykazały, że nie ma nie tylko związku przyczynowo skutkowego, ale nie ma nawet związku o charakterze korelacyjnym pomiędzy zmianą czasu a tym, jak system energetyczny pracuje. Po prostu tego nie ma, a był to jest jeden z argumentów, które poddawano kiedyś jako dominujący. Dzisiaj wiemy, że on nie może być ważący.
Bez wątpienia nasz komfort psychofizyczny, nasze samopoczucie, nasze zdrowie znacząco tracą, zwłaszcza teraz, w tej zmianie marcowej. Mamy badania, które pokazują, że w pierwszym dniu roboczym tuż po zmianie czasu znacząco rośnie wypadkowość np. w górnictwie o prawie 6 proc. Co więcej, te wypadki są bardziej tragiczne w skutkach, trudniejsze, bardziej niebezpieczne dla życia i zdrowia. Mamy inne badania, które mówią o tym, że do dwóch dni roboczych po tej zmianie prawie o 7 procent rośnie prawdopodobieństwo różnego rodzaju złych zdarzeń dla naszego zdrowia związanych z udarem, z systemem krążenia, a więc również chodzi o zawały. Chyba wszyscy dość podskórnie, intencjonalnie mamy poczucie tego, że około czterech dni zajmuje nam przyzwyczajenie się do tej zmiany. Zwłaszcza zmiany, w której tę godzinę stracimy. Ona, jak pokazują badania, sprawia, że w poniedziałek będziemy mieli o trochę ponad 40 minut mniej snu za sobą. To są bardzo konkretne argumenty.
Są jakieś argumenty przeciw zniesieniu zmiany czasu?
Przypomnę, że w 2018 roku Unia Europejska robi ankietę na temat tego co Europejczycy sądzą o zmianie czasu. Europejczycy, przynajmniej ci, którzy brali udział w tej ankiecie, mówią "my już nie chcemy zmieniać czasu". W okolicach 80 proc. respondentów opowiedziało się za ostaniem przy czasie letnim. Podobnie jest w Polsce. Wtedy Ministerstwie Przedsiębiorczości i Technologii robi takie badania. Plus minus 80 proc. z osób biorących udział w tej ankiecie mówi "zostańmy przy czasie letnim". W tym momencie Komisja Transportu Parlamentu Europejskiego tłumaczy państwom członkowskim, że nie chce narzucać przy którym czasie mają zostać, ale trzeba podjąć decyzję, że rok 2021 ma być ostatnim, w którym zmiany będą miały miejsce. Jednak zjawiły się czarne łabędzie, jak to ekonomiści ładnie nazywają, czyli najpierw pandemia, która odłożyła całkowicie na półkę rozważania o czasie, no i w tej chwili oczywiście konflikt zbrojny za naszą wschodnią granicą. On powoduje, że do 2026 roku pozostaniemy przy tej zmianie, jaką znamy od 1977. roku.
Co ekonomiści mówią o tym, jak wpływa to na gospodarkę?
To kwestia, posłużę się takim językiem dość prostym, przyłożenia ucha. Zależy, w którym miejscu przyłożymy to ucho. Znacząca część z nas, jeśli państwo gdzieś tam macie kontakt ze swoim bankiem, zauważyła, że dostaliście już pewne informacje o tym, że najbliższej nocy będą prowadzone różnego rodzaju prace i te prace spowodują, że nie będziemy mieli dostępu do gotówki albo do części usług. Zdarzały się w historii takie zdarzenia, które powodowały, że nie mieliśmy dostępu do np. pieniędzy wypłaconych z bankomatów prawie do drugiego dnia po tej zmianie, prawie do wtorku. Z ekonomicznego punktu widzenia to jest bardzo poważna kwestia, czy tę dostępność mamy, czy jej nie mamy.
Mamy dość spory problem, który dotyczy kwestii związanych z logistyką, z przemieszczaniem się. Z ekonomicznego punktu widzenia to jest kłopot. Należy wypłacić dodatkowe wynagrodzenie za godzinę pracy. Dodatkowo jest to godzina pracy w nocy, a więc jeszcze dodatek za to nam się należy. To taki konkretny wymiar finansowy.
Mamy jeszcze jedną część naszej gospodarki, o której warto wspomnieć i która się nazywa rolnictwo. Trudno jest przekonać np. krowę, aby od danego dnia można ją było wydoić o określonej porze, a następnego dnia o godzinę później lub wcześniej.
To są kwestie dotyczące opóźnień na kolei. O Ile dobrze pamiętam i o ile sprawdziłem, na ten rok będziemy mieli 11 składów, które co do zasady przyjadą później, właśnie z tego powodu, że będziemy mieli do czynienia ze zmianą czasu najbliższej nocy. Mówiąc takim językiem ekonomicznym, to generuje koszty, a właściwie trudno w tej chwili powiedzieć, w jakim obszarze generuje jakieś korzyści czy zalety.
Opracowanie: Emilia Witkowska