Zmarł jeden z górników po wypadku w kopalni Mysłowice-Wesoła. 26-letni mężczyzna od początku był w bardzo ciężkim stanie i leżał w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach. To jeden z górników, który od początku był nieprzytomny.
Wojciech Jaros, rzecznik Katowickiego Holdingu Węglowego, do którego należy kopalnia Mysłowice-Wesoła poinformował, że zmarły górnik miał 26 lat, od 5 lat pracował w kopalni. Był ojcem dwuletniego dziecka.
Kopalnia jest w stałym kontakcie z rodziną. Natychmiast po uzyskaniu tej smutnej informacji skierowany został tam koordynator zajmujący się tą rodziną i psycholog - podał Jaros.
Jak informuje prokuratura okręgowa w Katowicach, która prowadzi śledztwo w sprawie wypadku, najprawdopodobniej jutro przeprowadzona będzie sekcja zwłok.
W siemianowickiej "oparzeniówce" leży 20 górników. Stan kilku z nich jest ciężki i bardzo ciężki.
Od czasu wypadku coraz więcej osób - niestety anonimowo - informuje Wyższy Urząd Górniczy o nieprawidłowościach w kopalni. Po wypadku były dwa takie informacje. Dziś już jest ich 12.
Anonimowe osoby piszą na przykład o pożarze przed wypadkiem, przekroczonych stężeniach i dłuższej, niż pozwalają na to przepisy, pracy pod ziemią.
WUG nie ujawnia na razie, czy pierwsze przesłuchane osoby, które były na dole, ale nie zostały ranne, potwierdzają te informacje. Inspektorzy sprawdzają też czy aparaty ucieczkowe górników mogły mieć usterki.
WUG ma 19 takich urządzeń, jedno jest w rękach policji. Brakuje jeszcze 17, ale te mogły w czasie akcji ratowniczej zostać na dole.
W kopalni ratownicy, którzy szukają zaginionego górnika, próbują od rana zlikwidować podziemne rozlewisko wodne, które uniemożliwia im prowadzenie poszukiwań.
Konieczne jest przynajmniej częściowe odpompowanie wody. Transportowane są specjalne pompy.
Prowadzący akcję szacują, że w rozlewisku może być ok. 700 m sześciennych wody, a pomiary wskazują, że w najgłębszym miejscu może być nawet 1,7 m wody.
(j.)