Z szesnastu flagowych szpitali-instytutów podległych Ministerstwu Zdrowia tylko jeden nie przynosi strat! Placówki marnują gigantyczne pieniądze, bo resort na to pozwala - informuje "Gazeta Wyborcza".
Instytuty to ważne szpitale - głównie w Warszawie - które mają leczyć najtrudniejsze przypadki, prowadzić badania naukowe i szukać nowych terapii. Jak podkreśla "Gazeta Wyborcza", okazuje się, że nie tylko sytuacja Centrum Zdrowia Dziecka (CZD) jest fatalna. Pozostałe instytuty także toną w długach, a działalność naukowa większości z nich jest fikcją.
To wnioski z kontroli, którą przeprowadziła Najwyższa Izba Kontroli. Szczegółowo przyjrzała się ona sześciu instytutom. Bo - jak tłumaczy - w ostatnich latach długi tych szpitali urosły aż o 60 procent. Według NIK-u, Narodowy Fundusz Zdrowia za mało płaci za leczenie. Poza tym lekarze o najwyższych kwalifikacjach kosztują.
Ale to nie jedyne problemy. Izba krytykuje, że wygrodzenia nie były powiązane z wynikami finansowymi klinik czy zakładów. Ich pracownicy dostawali premie i wysokie nagrody, choć placówki przynosiły straty. Na przykład Instytut Psychiatrii i Neurologii wydał na to w latach 2008-10 prawie 6,5 mln zł. A Instytut Reumatologii tylko na nagrody za publikacje naukowe przeznaczył w tym samym okresie prawie 300 tys. zł.
NIK uważa też, że w instytutach powstało zbyt wiele nowych etatów.
Według NIK-u, winne jest Ministerstwo Zdrowia. Choć szef resortu sprawuje bezpośredni nadzór nad instytutami, wcale nie naciskał, by wdrażać programy naprawcze. Pomagał im, "bez zobowiązań" dając ekstra pieniądze.
W latach 2008-09 sześć kontrolowanych przez NIK placówek dostało w sumie ponad 91 mln zł na "wzmocnienie bezpieczeństwa zdrowotnego obywateli". Środki w części poszły na spłatę długów.