Pięć karetek obsługujących Poznań i powiat poznański zostanie obsadzonych przez strażaków. Obecnie ponad 70 ratowników medycznych poznańskiego pogotowia przebywa na zwolnieniach lekarskich. W sobotę w mieście zamiast 26 pracowało 10 zespołów karetek.
Rzecznik prasowy Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego (WSPR) w Poznaniu Robert Judek powiedział PAP, że w sobotę od rana na 26 zespołów ratownictwa medycznego obsługujących w ciągu doby obszar aglomeracji poznańskiej pracowało 10 ekip. W piątek w czasie dyżuru dziennego pracowało 13 karetek, a w nocy z piątku na sobotę - 10. To są liczby, które są poniżej 50 proc. możliwości normalnego trybu pracy zespołów w poznańskim pogotowiu - zaznaczył.
Tomasz Stube z Wielkopolskiego Urzędu Wojewódzkiego (WUW) poinformował, że w sobotę wypracowano rozwiązanie, które ma uzupełnić aktualne braki kadrowe w pogotowiu. Strażacy z uprawnieniami ratownika medycznego będą dysponowani do zdarzeń, a do poszkodowanych dotrą karetkami użyczonymi przez Wojewódzką Stację Pogotowia Ratunkowego w Poznaniu - podał.
Na terenie Poznania i powiatu poznańskiego od sobotniego popołudnia ma działać pięć karetek z trzema strażakami-ratownikami na pokładzie. Gotowość do wsparcia działań ratowniczych zadeklarowało w sumie około 90 strażaków - dodał Stube.
Według informacji podanych przez WUW w sobotę na 108 zespołów ratownictwa medycznego w całym regionie w gotowości do wyjazdu były 84 ambulanse. Po informacjach o brakach kadrowych w zespołach ratownictwa medycznego, wojewoda wielkopolski Michał Zieliński zdecydował o przekierowaniu do pracy w pogotowiu strażaków i żołnierzy - podał Stube.
Robert Judek w rozmowie z PAP przyznał, że spośród około 280 etatowych pracowników WSPR w Poznaniu na zwolnieniu lekarskim przebywa ponad 70 ratowników, a ponad 30, zatrudnionych na umowach cywilno-prawnych, "nie złożyło dyspozycji pracy w tym okresie".
Rzecznik WSPR ocenił, że z uwagi na sezon infekcyjny część ratowników faktycznie choruje. Ale spowodowane jest to też ogólnopolską akcją protestacyjną. Tutaj nie ma co zaklinać rzeczywistości. W mediach społecznościowych od dłuższego czasu pojawiały się informacje, że od 1 do 10 października będą dni bez ratowników w ambulansach i myślę, że to też ma bardzo duże przełożenie na to, z czym mamy dzisiaj do czynienia w Poznaniu - powiedział.
Judek zaznaczył, że nie wszystkie organizacje i związki zawodowe reprezentujące ratowników medycznych zawiesiły we wrześniu akcję protestacyjną. Porozumienie, które zostało zawarte z wiceministrem zdrowia Waldemarem Kraską i przedstawicielem pracodawców, dysponentów ratownictwa medycznego, dotyczy w dużej mierze kwestii płacowej i nie jest dość precyzyjnie opisane oraz, jak pokazują doświadczenia z różnych miejsc w Polsce, nie jest interpretowane w taki sposób, w jaki oczekiwaliby tego ratownicy medyczni - powiedział.
We wrześniu na mocy zawartego porozumienia minister zdrowia zobowiązał się do zwiększenia od października budżetu na zadania ZRM w celu sfinansowania dodatku wyjazdowego. Pracodawcy zobowiązali się do wypłaty od 1 października członkom ZRM dodatku wyjazdowego w wysokości 30 proc. wynagrodzenia zasadniczego dla pracowników zatrudnionych na podstawie umowy o pracę albo godzinowej stawki w przypadku umów cywilnoprawnych. Zobowiązali się również do zapewnienia pracownikom zatrudnionym na podstawie umów cywilnoprawnych stawki za godzinę pracy nie niższej niż 40 zł. Wskazana stawka nie obejmuje dodatku wyjazdowego.
Judek zaznaczył, że protest ratowników medycznych dotyczył, poza kwestiami płacowymi, także zasad organizacji pracy, wprowadzenia w życie ustawy o zawodzie ratownika medycznego, zasad szkolenia czy konkretnych rozwiązań dotyczących naliczania wzrostu wynagrodzeń. Teraz jest to interpretowane indywidualnie przez pracodawców i tutaj faktycznie do porozumienia doszło. Z moich informacji wynika, że jest ono realizowane, niemniej jednak nadal pracodawcy nie do końca wiedzą, w jaki sposób te pieniądze będą mogli ratownikom przekazać - powiedział.
Rzecznik stacji ocenił, że jeżeli dojdzie do kompromisu pomiędzy poznańskimi ratownikami a dyrekcją pogotowia to, dzięki pracy w godzinach nadliczbowych, ratownicy są w stanie przywrócić "w miarę normalny stan rzeczy". Bo braki kadrowe to nie jest okres od pierwszego października, to jest okres ostatnich kilku miesięcy. Gdyby udało się wypracować sytuację, że będzie brakowało czterech zespołów, to mówilibyśmy o wielkim sukcesie - podkreślił.