Sporo czasu w poniedziałkowym programie w internetowym radiu RMF24 poświęciliśmy twórczości Stanisława Lema. Warto nas słuchać, bo zawsze przekazujemy najważniejsze, najbardziej aktualne informacje. "Jeszcze więcej informacji" - taka to jest nasza dziennikarska maksyma. Prowadziłem ten program i we wtorek też zasiądę przed mikrofonem w naszym nowoczesnym, a jednocześnie bardzo - w tradycyjnym sensie - przytulnym studiu. Takie też będą poniższe moje notatki. Połączę w nich treści obiektywne z subiektywnymi, a nawet osobistymi.

Jeśli miałbym bić się w piersi za bardzo ciężki radiowy grzech, to wyznaczyłbym sobie surową pokutę za zagubienie serii nagrań rozmów ze Stanisławem Lemem w jego domu na Klinach w Krakowie.

Brzmi to pewnie głupawo, ale tym moim publicznym spowiednikiem jestem ja sam i z dużym trudem udzielam sobie rozgrzeszenia. Lata 90. XX wieku były dla mnie dekadą dość beztroską zawodowo. Nie dbałem o upływ czasu, jak to dość jeszcze młody człowiek i radiowiec z paroletnim ledwie doświadczeniem. Śladu więc nie zostało najmniejszego na przykład po moim wywiadzie z Czesławem Miłoszem w jego krakowskim mieszkaniu, ani po telefonicznych rozmowach z Gustawem Herlingiem-Grudzińskim czy z Józefem Szajną. A to tylko jaskrawe przykłady mojego braku szacunku do wielkich postaci i do własnej skromnej osoby - radiowego wyrobnika. Dziś aż trudno mi uwierzyć w tę swoją totalną głupotę. Wyobrażam sobie teraz, że w stulecie urodzin Stanisława Lema wyciągam z prywatnego archiwum te swoje nagrania! Całe dziesiątki bezcennych minut!  

W zamian mogę tylko pokazać "artefakty", wykopane w domowej bibliotece materialne, milczące resztki. Napisałem "tylko", ale tu znów grzeszę, bo to na przykład osobista dedykacja na stronie książki "Biblioteka XXI wieku". Krótki wpis czerwonym atramentem, charakterystycznym pismem gasnącego powoli życia, co już wtedy było widoczne w łamiących się literach, jakby chorych na osteoporozę: "Panu Bogdanowi Zalewskiemu wpisał się w lipcu 1999 Stanisław Lem". O czym wtedy mogliśmy rozmawiać? Zapamiętałem jakieś tematy-sensacyjki, tabloidowe kulisy halucynogennego laboratorium, informacje na pierwszą stronę jakiegoś brukowca, albo kontrkulturowego zinu- w stylu lemowskich doświadczeń z narkotykiem psylocybiną. Jednak po tych wywiadach pozostał mi w głowie głównie jeden obraz - starszego niedosłyszącego człowieka, który - mimo wszelkich przeciwności cielesnych - zachowuje fenomenalną kondycję intelektualną. Strasznie mało tego, ledwie bit informacji, niemal absolutne zero emocji, a sentymentów tyle, co robot napłakał. I gdyby nie zapiski, ten mój tekst, ten mój LEM zamieniłby się w Literacki Efekt Majaczeń. 

Zabawne, że z cienkiej książeczki z dedykacją, ściągniętej z półki, wypadła kartka z radiowej drukarki, archaiczny papier jeszcze z dziurkami na krawędziach. Na górze widnieje dokładny czas - data "99.07.18" oraz godzina "11:47". 

A potem następujące punkty: 

* PONIEDZIAŁEK o 15 - ROZMOWA Z LEMEM - lądowanie na Księżycu

* ulica Narwik 66 - os. KLINY

* (dalej jest numer telefonu do "sekretarza LEMA")

A na koniec - część najzabawniejsza - moje napisane na komputerze notatki do rozmowy.

Ślad ludzkiej stopy na Księżycu to materialny ślad. A jaki to wydarzenie pozostawiło ślad w Pana pamięci? Rozmawiamy dokładnie 30 lat później. Pamięta Pan tamten dzień w Pana życiu, tamte emocje? 

Pamięć to jedno, ale przecież dla pisarza, autora książek SF, futurologa, ważniejsza od pamięci jest wyobraźnia. Jak się miał ten Pana wyobrażony wizerunek Księżyca do prawdziwego obrazu Srebrnego Globu, który zobaczył Pan na ekranie TV? 

W zbiorze Pana esejów "Biblioteka XXI wieku" znalazłem zdanie na temat roli Księżyca w powstaniu życia na Ziemi. Pisze Pan, że ta rola była decydująca. Księżyc jest przecież odpowiedzialny za odpływy i przypływy oceanów na Ziemi, za to wielkie mieszanie życiodajnych wód. Czy Księżyc może w przyszłości odegrać jakąś rolę w gatunkowym rozwoju człowieka? Jako kosmiczna baza, źródło surowców? Może kolejna ojczyzna człowieka? 

W książce "Pokój na Ziemi" Księżyc jest militarnym składowiskiem. Czy rzeczywiście w przyszłości człowiek może prowadzić tylko Gwiezdne Wojny w kosmosie, a Ziemia będzie oazą spokoju? 

Domyślacie się oczywiście, że nie wiem teraz, co autor "Solaris" mi wtedy odpowiedział. "Więc po co zawracasz nam głowę cytowaniem swoich infantylnych pytań?" Spieszę odpowiedzieć - to dla mnie konieczny wstęp do przytoczenia pewnego odprysku tego wywiadu. Uznałem, że jest na tyle cenny, unikatowy,  że warto go przywołać z okazji setnej rocznicy urodzin pisarza. Na pewno nigdzie tej wypowiedzi Lema nie znajdziecie, bo to była bardzo krótka i ulotna historyjka. A mogę ją zacytować, bo na szczęście wydrukował ją dwumiesięcznik literacko-artystyczny "STUDIUM" [NR 4 (24) 2000] w specjalnym "czarnym numerze" zatytułowanym ONIRYZM. Magazyn tym razem poświęcony był tematowi snu w literaturze. 

Na stronie 146 znajdziecie króciutki tekst: 

STANISŁAW LEM [Studium wojskowe dla felczerów prowadzić]

Miałem ostatnio taki sen. Śniłem, że jestem w wojsku. Byłem przekonany, że jestem w wojsku. Byłem młody i byłem w wojsku. Właśnie kończył mi się turnus i miałem wyjść do domu. A tu nagle mi mówią, że ponieważ skończyłem medycynę, to mam zostać jeszcze sześć tygodni, żeby szkolić jakichś felczerów. Tak się tym okropnie znartwiłem, że się obudziłem. 

Na dole adnotacja: Stanisław Lem - Notował Bogdan Zalewski

Przynajmniej tyle, maleńki meteoryt z lemowskiego kosmosu. Felczerzy! Cha! Cha! Humor nie opuszczał autora "Kataru", nawet w snach. I choćby w najgorszym cierpieniu. Dowodem są "Listy i rozmowy - Stanisław Lem, Ewa Lipska, Tomasz Lem". Tom nosi tytuł "Boli tylko, gdy się śmieję". Poetka "serio" - Ewa Lipska - często pokazuje się w tej korespondencji od "niepoważnej" strony, jak w liście z 12 maja 1983. 

"Drogi Panie Stanisławie, Drodzy Państwo,/ ponieważ moja starcza pamięć nie jest pewna, czy jest Pan solenizantem majowym, czy listopadowym, pozwoliłam sobie skreślić poemat okolicznościowy (...)" Wiersz Ewy Lipskiej zaczynał się tak: "Bukiety życzeń, strofy liryczne/ i Gwiazdozbiory Szczęścia rozliczne/ spełnienia marzeń i ZDROWIA WIELE/ i arcydzieło na arcydziele (...)". 

Widać po wielkich literach, że sprawy zdrowotne były ogromnym problemem dla Lema, prawdziwym probLEMem. A mimo to 23 maja 1983 roku przebywający w Wiedniu pisarz odpowiedział z (czarnym) humorem: 

"Droga Pani Ewo,/ faktycznie jestem Stanisławem od ósmego maja i dziękuję za list wierszem na orle i prozą na reszce. Nie wszystko ze mną dobrze, choć może będzie. 4 czerwca mam być operowany - i jeżeli pójdzie gładko, po jakichś dwu tygodniach opuszczę szpital. (Małżonko moja miła, twoje li to/ Pod obcas wlazło mi jelito? - Małżonku mylisz się, to już / T w e  wątpia muszą iść pod nóż".)

Robię wypisy z książki, którą Pani Ewa Lipska podpisała dla mnie i żony: "te wesołe listy z niewesołych czasów". Te słowa poetka skreśliła dla nas, siedząc przy stole w swoim krakowskim mieszkaniu, kiedy miałem zaszczyt Ją odwiedzić z bukietem róż 8 października 2020 roku (w urodziny tak moje, jak Jej). Już nie zrobiłem tego niewybaczalnego błędu i zachowałem wywiad z autorką "Sefer". Oto fragment o korespondencji z Lemem: 


POSŁUCHAJ ROZMOWY BOGDANA ZALEWSKIEGO Z EWĄ LIPSKĄ 

"Kongres Futurologiczny" - to tytuł imprezy naukowej w przy Rynku Głównym Krakowie poświęconej twórczości Stanisława Lema. W Pałacu Potockich byłem. Mocną kawę piłem. I spijałem z ust prelegentów wiedzę o autorze "Kongresu Futurologicznego". Bo organizatorzy wykreowali intrygujący paradoks. Nazwa spotkania była bowiem tytułem słynnej książki pisarza.

"Kongres futurologiczny" to psychodeliczna wizja. Na przykład w wodzie z kranów rozpuszczono narkotyk; bohater - Ijon Tichy - ulega halucynacjom i nie wie do końca, czy to, co się wokół niego dzieje to rzeczywistość czy tylko efekt knowań nowej "kryptochemicznej" cywilizacji, którą Lem nazwał psywilizacją. Czy taka będzie nasza przyszłość, a może to teraźniejszość? Postanowiłem zasięgnąć języka. 

Skierowałem się najpierw do bardzo elokwentnej i kompetentnej Pani. Pomyślałem, że  dobrze będzie posłuchać, jak o twórczości jakiegoś pisarza mówi inny pisarz, czy też pisarka, tak jak pani Marta Kładź-Kocot. Tym bardziej, że moja rozmówczyni to nie tylko autorka powieści, ale doktor nauk humanistycznych, literaturoznawczyni. 

POSŁUCHAJ ROZMOWY BOGDANA ZALEWSKIEGO Z DR MARTĄ KŁADŹ-KOCOT 

Stanisław Lem w swojej powiastce zatytułowanej "Kongres Futurologiczny" przedstawił groteskową, ale i  przerażającą wizję rzeczywistości. Utwór wydany w 1971 roku zawiera wiele pomysłów, które - jak to u Lema - okazały się prorocze. Jednak co to znaczy "prorocze"? Na czym polega takie udane, trafne prorokowanie? Postanowiłem w Pałacu Potockich zaczerpnąć wiedzy u źródła. 

POSŁUCHAJ ROZMOWY BOGDANA ZALEWSKIEGO Z DR DAVIDEM E. KALISZEM:

Doktor David Kalisz - naprawdę, z całą pewnością - ukończył studia podyplomowe z Zarządzania Lotnictwem w Instytucie Lotnictwa i Obrony Powietrznej, Akademii Obrony Narodowej. O lemowskich militarnych "maskonach" - czyli rzeczywistości wirtualnej w przemyśle zbrojeniowym- sporo wie. 

O tym wszystkim mogliście posłuchać w poniedziałkowym programie radiu internetowym RMF24, który prowadziłem od 7:00 do 12:00.  

A we wtorek - sylwetka innego świetnego, ale nieco zapomnianego polskiego pisarza-futurysty - Janusza Andrzeja Zajdla. Przekonacie się, jak jego wizje z lat 80. XX wieku sprawdzają się obecnie. Podczas lektury "Paradyzji" czy "Limes inferior" chwilami człowiek chce się uszczypnąć, czy nie śni. Czy - jak pisał inny nasz świetny pisarz - Konstanty Ildefons Gałczyński - "wszystko jak sen wariata śniony nieprzytomnie"?