Na siedem lat więzienia skazał w środę Sąd Okręgowy w Szczecinie mężczyznę, który zaatakował w sądzie ochroniarza siekierą, a następnie wniósł do budynku kanistry z benzyną. Szymon S. zeznawał, że atak był próbą samobójczą, ponieważ nie miał już sił, aby walczyć o swoje dzieci.

Jak przekazał PAP rzecznik Sądu Okręgowego w Szczecinie Michał Tomala, siedem lat pozbawienia wolności to kara łączna. Szymon S. został skazany za spowodowanie uszczerbku na zdrowiu poszkodowanego i próbę wysadzenia kanistrów z benzyną w budynku sądu.

Mężczyzna, z zawodu lekarz psychiatra, oskarżony był pierwotnie o usiłowanie zabójstwa ochroniarza, którego zaatakował w szczecińskim Sądzie Okręgowym 12 października 2018 roku. Sąd zmienił jednak kwalifikację czynu. Szymon S. ma również zapłacić pracownikowi ochrony 70 tys. zł.

42-letni wówczas mężczyzna wszedł do przedsionka Sądu Okręgowego przy ulicy Małopolskiej (gdzie mieści się m.in. wydział rodzinny). Miał w dłoniach zakrytą kartkami papieru siekierę, którą dwukrotnie uderzył ochroniarza - spowodował u niego m.in. otarcie i powierzchowną ranę. Później wybiegł z budynku, podszedł do samochodu zaparkowanego nieopodal, przyniósł dwa kanistry benzyny i próbował podpalić sąd. Jak się okazało, miał ze sobą także młotek ciesielski i nóż, a w samochodzie więcej kanistrów z benzyną. W zatrzymaniu i obezwładnieniu mężczyzny pomogli świadkowie.

Szymon S. mówił podczas pierwszej rozprawy w lutym ubiegłego roku, że nie przyznaje się do czynów "tak opisanych jak w akcie oskarżenia". Przyznał, że chciał obezwładnić ochronę i doprowadzić do użycia broni - wszystko po to, aby zginąć na miejscu. Nie miałem ani sił, ani środków, aby dalej walczyć o moje dzieci - mówił Szymon S. Gdy zorientował się, że ochrona nie ma broni, poszedł do samochodu po kanister, aby się podpalić. Jak mówił, wydarzenia z 12 października 2018 r. były wynikiem pięcioletniej batalii o możliwość kontaktu z synami. Zaznaczył m.in., że matka młodszego chłopca za możliwość kontaktu z dzieckiem domagała się pieniędzy.

Powiedział wówczas, że udając się do sądu "wiedział, że zginie", mówił, że przekroczył "linię posługiwania się racjonalnymi kategoriami". O samej próbie samobójczej mówił, że chciał zaznaczyć w ten sposób swoją "miłość i oddanie do dzieci". Najważniejsza w tym wszystkim była demonstracja i pokazanie mojej desperacji - wskazywał.

Jak zaznaczyła prokuratura, napastnik miał w znacznym stopniu "ograniczoną zdolność rozpoznawania znaczenia czynu" z powodu zaburzeń osobowości "o cechach paranoicznych, niestabilności emocjonalnej, histrioniczności oraz przewlekłych zaburzeń depresyjnych".

Szymon S. podczas pierwszej rozprawy przepraszał ochroniarza, którego ranił, mówiąc, że "to wszystko było bardzo niefortunne, lecz było efektem wieloletniego działania sądów".

Wyrok jest nieprawomocny.