Trzy miesiące - sierpień, wrzesień i październik mijającego właśnie roku - to okres nad wyraz burzliwy w naszej sportowej rzeczywistości. Ilością wydarzeń, wzruszeń i rozczarowań można by obdarować spokojnie i cały rok. A tak kibice musieli wytrzymać przed telewizorem niemal pół dnia, jeśli chcieli obejrzeć kolejny występy siatkarzy, koszykarzy i piłkarzy.
Zacznijmy jednak od letnich, ciepłych, sierpniowych dni, kiedy to o medale Mistrzostw Świata walczyli lekkoatleci. Właściwie rewelacji nikt się nie spodziewał. Przeważnie kiedy na imprezę mistrzowską wysyłaliśmy powiedzmy 5 lekkoatletów z szansami na medal, to na Okęciu nasi sportowcy prezentowali 2, góra 3 krążki - generalnie mniej, niż byśmy sobie tego życzyli. Berlińskie mistrzostwa były jednak zupełnie wyjątkowe. Wreszcie mogliśmy z dumą spędzać przed telewizorami długie godziny, bo biało-czerwoni postanowili pobić wszelkie dotychczasowe rekordy. Po medale sięgnęli i ci mniej znani szerokiej kibicowskiej rzeszy - Kamila Chudzik w siedmioboju (brąz) czy Sylwester Bednarek w skoku wzwyż (brąz). Przypomnieli o sobie weterani - Szymon Kołecki w rzucie młotem (srebro). Nie zawiodły gwiazdy lekkiej atletyki. Po srebrne medale sięgnęli kulomiot Tomasz Majewski (on akurat początkowo był z tego rezultatu mało zadowolony), dyskobol Paweł Małachowski. Złoto okraszone rekordem świata zdobyła młociarka Anita Włodarczyk. Słabość Jeleny Isinbajewej - absolutnej światowej gwiazdy - wykorzystały nasze tyczkarki sięgając po dublet - złoto dla Anny Rogowskiej, srebro dla Moniki Pyrek. I jedynie szkoda, że zagraniczna prasa bardziej interesowała się upadkiem carycy tyczki niż naszą mistrzynią…
Osiem medali i ósme miejsce w klasyfikacji medalowej - wielki, wielki sukces!! To był jednak dopiero początek sportowych emocji z udziałem Polaków. Czekaliśmy jeszcze na eliminacyjne ostatki ekipy Leo Beenhakkera, wyjazd siatkarzy do Turcji i dwie imprezy w naszym kraju - Eurobasket i Mistrzostwa Europy siatkarek. Zbawieniem reprezentacji piłkarskiej miał być Ludovic Obraniak. Kiedy w sierpniowym sparingu z Grecją zdobył dwie bramki, wydawało się, że kadra w eliminacjach jeszcze odzyska przynajmniej miejsce w barażach. Skończyło się kompromitacją. Remis z Irlandią Północną, porażki ze Słowenią, Czechami i Słowacją. I ciężko jednoznacznie ocenić, czy była to porażka Leo Beenhakkera, piłkarzy, a może i jednych i drugich. W efekcie Leo z kadrą się pożegnał, eliminacje dokończył jeszcze Stefan Majewski, a od kilkunastu dni kontraktem może cieszyć się Franciszek Smuda. Piłkarze zawiedli zatem na całej linii - do tego nasze klubowe zespoły poodpadały z pucharów jeszcze w wakacje, dołączając tym samym do wielkiej piłkarskiej mizerii nad Wisłą.
I tu do gry wkraczają siatkarze, choć chronologia jest tu nieco zaburzona. Wrześniowe mistrzostwa Europy śledziliśmy z zapartym tchem. Wiadomo było, że mamy szanse na medal, ale komplet zwycięstw i złoto? W to chyba początkowo wierzyli tylko hurraoptymiści. Atmosferę w Izmirze, Szmirze dokładnie, w niemal pustej hali tworzyli nasi kibice, którzy do Turcji przyjeżdżali nawet autostopem. W kraju zapanowało szaleństwo. Kiedy wymęczeni turniejem i nocnym, zasłużonym balowaniem siatkarze wylądowali w Warszawie na lotnisku oczekiwał ich tłum kibiców. Kilkanaście dni później w wypełnionej po brzegi łódzkiej hali Atlas Arena brązowy medal Mistrzostw Europy zdobyły siatkarki, choć im akurat szło jak po grudzie. Żeby awansować do półfinału, musiały się solidnie napocić - najpierw w meczu o wszystko trzeba było ograć Rosjanki, dzień później Bułgarki, a potem jeszcze drżeć w napięciu o wynik meczu Holandia - Rosja. To było sportowe święto - świetna zabawa dla kibiców i tłumy na widowni. W porównaniu z tak szczęśliwym, ale jednak smutno wyglądającym Izmirem - prawdziwa przepaść. Aż trudno sobie wyobrazić, co by się działo, gdyby siatkarze sięgnęli po złoto właśnie w naszym kraju, albo nawet innym, ale takim, w którym lubi się siatkówkę…
Więcej tu sukcesów niż porażek, choć ta jedna boli szczególnie, bo piłka przez wielu uważana jest za nasz sport narodowy. Jednak siatkarskie medale i świetny występ lekkoatletów w Berlinie dały nam naprawdę ogromny zastrzyk pozytywnej energii - tak potrzebnej w zgiełku codziennych zajęć. Bo nawet jeśli ktoś sportem interesuje się od święta, to w tym roku tych „świątecznych dni” miał sporo. Wreszcie nie musieliśmy analizować, ile to naszym sportowcom zabrakło do podium. Tym razem mogliśmy po prostu kontemplować sukces, a to przecież w polskim sporcie nie zdarza się co dzień… raczej dość rzadko.
Patryk Serwański