W trakcie spotkania uzgodniliśmy wspólny komunikat, w którym strona ukraińska potwierdziła wcześniejsze ustalenia dotyczące eksplozji w Komendzie Głównej Policji - podaje MSWiA po spotkaniu szefa resortu Mariusza Kamińskiego z jego ukraińskim odpowiednikiem Denysem Monastyrskim. Monastyrski - w kontekście prezentu, który miał eksplodować 14 grudnia w gabinecie komendanta głównego - wyraził też ubolewanie z powodu "nieumyślnej pomyłki".
W komunikacie podkreślono rolę Polski w zapewnieniu pomocy humanitarnej i wsparcia obywatelom Ukrainy. Strony poinformowały też, że mimo trudnej sytuacji negocjowane są porozumienia w sprawie zwalczania przestępczości oraz wspólnych kontroli granicznych. Mowa też o dostawach polskiego sprzętu przez MSWiA.
Ukraińcy informują z kolei, że "są głęboko wdzięczni za niezłomne wsparcie polskich kolegów". Prezent dla szefa policji - granatnik pozbawiony wartości bojowej - miał być właśnie symbolem tej wdzięczności. Ubolewają, że doszło do pomyłki i polski komendant niesprawiedliwie poniósł konsekwencje tego incydentu.
Jak dowiedzieli się dziennikarze RMF FM od członka polskiej delegacji, generał Jarosław Szymczyk otrzymał w Ukrainie dwa granatniki przeciwpancerne (prawdopodobnie RGW-90), które - jak przekonywali Ukraińcy - miały być zużyte.
Pierwszy prezent pochodził od Komendanta Głównego Narodowej Policji Ukrainy Ihora Kłymenki. Był to nietypowy, wojenny prezent, jaki robią teraz Ukraińcy - zużyty granatnik przeciwpancerny, którym ostrzeliwano rosyjskie czołgi. Wyglądem przypomina długą tubę, po dwóch stronach zaślepioną styropianem. Przerobiono go na głośnik. Komendant Kłymenko - jak opowiada nam członek delegacji - nawet puszczał muzykę, pokazując jego działanie. Ukraińcy zapewniali, że nie ma tam materiałów wybuchowych.
Później polscy policjanci spotkali się jeszcze z szefem Państwowej Służby Ukrainy ds. Sytuacji Nadzwyczajnych generałem Sierhijem Krukiem. Po spotkaniu zastępca Kruka Dmytro Bondar oprowadził ich po sali, gdzie zgromadzono przedmioty, jakie w czasie walk zneutralizowała dowodzona przez nich służba, m.in. pociski czy miny.
Na koniec, żegnając się, gen. Bondar również dał gen. Szymczykowi prezent - identyczną tubę granatnika. Ta jednak nie była przerobiona na głośnik, ale Ukraińcy zapewnili, że granatnik jest zużyty i bezpieczny. Co więcej, mówili, że można go przewieźć bez zgłoszeń, że był wart tyle, co cena złomu. Jak mówi nasz informator, delegacja samochodami wróciła do Warszawy, a otrzymane prezenty gen. Szymczyk zostawił na zapleczu swojego gabinetu.
Sam gen. Jarosław Szymczyk tak opisywał w rozmowie z RMF FM to, co wydarzyło się w Komendzie Głównej Policji: Kiedy przestawiałem zużyte granatniki, będące prezentami od Ukraińców, doszło do eksplozji.
Szef policji przyznał, że wybuch był potężny - siła uderzenia przebiła podłogę, a z drugiej strony uszkodziła sufit.
On sam na dwie doby trafił do szpitala.
Eksperci wojskowości twierdzą, że taki granatnik nie mógł wystrzelić sam - chyba, że był uszkodzony i w czasie przestawiania doszło do wybuchu. Ale możliwa jest też wersja, że komendant główny policji mógł nacisnąć jakiś element tuby po granatniku, którego dokładnie nie sprawdzono.
Zniszczenia po wybuchu były na trzech kondygnacjach budynku - od parteru do drugiego piętra. Głównie chodzi o wyrwy w podłodze pomieszczenia socjalnego gen. Szymczyka, a także w podłodze na poziomie pierwszego piętra.
Z naszych informacji wynika, że poza tymi uszkodzeniami nie ma większych strat. Nie wypadły szyby z okien, nie było też pożaru.
Pomieszczenia Komendy Głównej Policji uszkodzone w eksplozji, do której doszło w gabinecie szefa policji, zostałyprzywrócone do użytkowania.
"Odpowiedzialny za przekazanie prezentu komendantowi polskiej policji zastępca szefa Państwowej Służby Ukrainy ds. Sytuacji Nadzwyczajnych gen. Dmytro Bondar został zawieszony. W sprawie wszczęto na Ukrainie postępowanie karne" - poinformował 20 grudnia szef MSWiA Mariusz Kamiński na Twitterze.