W niedzielę na Cmentarzu Garnizonowym w Gdańsku odbędzie się pogrzeb Danuty Siedzikówny, ps. "Inka" i Feliksa Selmanowicza ps. "Zagończyk", działaczy Armii Krajowej i bohaterów antykomunistycznej konspiracji zabitych w 1946 roku. "Jesteśmy winni naszym bohaterom, że ich pochowamy z honorami, na które zasłużyli" - mówi w rozmowie z RMF FM wiceprezes Instytutu Pamięci Narodowej profesor Krzysztof Szwagrzyk.
Grzegorz Kwolek, RMF FM: Panie profesorze, ważny moment w niedzielę. Po 70 latach dwójka bohaterów podziemia antykomunistycznego zostanie pożegnana przez gdańszczan. Pan też czekał na ten moment?
Prof. Krzysztof Szwagrzyk: Przede wszystkim myślę i nawet jestem pewien, że nie tylko przez gdańszczan. Do Gdańska 28 sierpnia w niedziele, wybierają się tysiące Polaków z całego kraju, ale i zza granicy. Wiem, bo mamy takie informacje. Bardzo się cieszę, że do tego dnia wkrótce dojdzie i wtedy będziemy mogli powiedzieć, że spełniliśmy swój obowiązek. My jako członkowie ekipy poszukiwawczej, my jako Instytut Pamięci Narodowej oraz przede wszystkim my jako społeczeństwo, jako Polacy. Jesteśmy winni naszym bohaterom ich starań, które zmierzają do tego, żeby odnaleźć miejsca, gdzie oprawcy ich pogrzebali, które potem były utajnione. Jesteśmy im winni to, że ich odnajdziemy, zidentyfikujemy i pochowamy z honorami, na które zasłużyli. To nasz polski obowiązek, bez względu na to kim jesteśmy, gdzie pracujemy, z jakiego środowiska pochodzimy, jakie mamy poglądy polityczne, na kogo głosujemy w poszczególnych wyborach - to wszystko nie ma znaczenia. Ludzie którzy walczyli w obronie polski, zasługują na nas najwyższy szacunek.
Wróćmy do tej dwójki. Jak udało się odnaleźć ich na tym gdańskim cmentarzu?
To dłuższa historia, ale jeżeli w formie skrótowej mogę ją nakreślić, to postaram się to zrobić. Przełomem w tych poszukiwaniach, był dokument odnaleziony przez Waldemara Kowalskiego, historyka z Gdańska, który odnalazł dokument wytworzony na początku września 1946 roku. W tym dokumencie naczelnik więzienia przy ulicy Kurkowej w Gdańsku informuje wdowę po Feliksie Selmanowiczu ps. "Zagończyk", że zwłoki jej męża zostały pogrzebane na cmentarzu przy Giełguda w Gdańsku pod konkretnym numerem. Wiedzieliśmy, że w gdańsku w tym miejscu istnieje cmentarz, a na nim na kwaterze nr 14 są trzy zachowane do dzisiaj groby więzienne. Jeden z nich był dla nas szczególnie ważny. Grób człowieka, który został stracony w marcu 1947 roku, porucznika marynarki wojennej Adama Dedio. Znając numer jego grobu tj. czterdzieści parę numerów więcej i wiedząc jaki był numer grobu Feliksa Selmanowicza "Zagończyka", zakładając że obok będzie także "Inka", podjęliśmy prace poszukiwawcze na tej kwaterze. Problem polegał na tym, że jest to obszar gdzie dzisiaj mamy mnóstwo współczesnych pomników i grobów, a tego terenu wolnego do przebadania, było bardzo niewiele. Można powiedzieć, ze mieliśmy ogromne szczęście. Oczywiście, że zawsze pracujemy w taki sposób, żeby mieć przebadane wszelkie możliwe źródła i też dokładnie to zrobiliśmy w tej sprawie. Mogło się zdarzyć tak, że te współczesne groby mogły nałożyć się na grób "Inki" i mogło tych współczesnych pochówków nie być. Wierzę, że wszystko w życiu ma swój czas i także ten czas, kiedy przyjechaliśmy do Gdańska. Przyjechaliśmy we wrześniu 2014 roku. Na skraj współczesnego rzędu, współczesnych pochówków ludzi zasłużonych dla Polski. Na skraju tej kwatery odnaleźliśmy w trzecim dniu prac szczątki "Inki" i "Zagończyka". Rzadko to mówię, ale sądzę że warto wiedzieć, że gdybyśmy nie przyjechali we wrześniu 2014 roku do Gdańska, nie mieliśmy w ogóle po co tam przyjeżdżać, bowiem następny pochówek, który miałby się odbyć tam na tej kwaterze, odbyłby się w miejscu, gdzie były szczątki "Inki" i "Zagończyka".
Przykryłby te szczątki i przypuszczalnie nigdy ich byśmy nie odnaleźli.
Tak, zostałyby zniszczone, ukryte gdzieś głębiej, grabarze, którzy kopaliby grób mogliby w ogóle ich nie zauważyć, lub uznaliby to za normalną sytuację na starym, przecież jeszcze poniemieckim cmentarzu, że gdzieś znajdują jakieś kości. Gdybyśmy się spóźnili nawet o miesiąc, to nie znaleźlibyśmy ani "Inki", ani "Zagończyka".
Takich historii niestety jest więcej, jak pan ocenia jaka jeszcze skala tych poszukiwań przed nami. Kiedy uda się je zakończyć? Jakie są największe problemy, jeśli chodzi o poszukiwania?
Kiedy uda się je zakończyć? Wydaje mi się, że nigdy. Chciałbym, żebyśmy posłużyli się tutaj przykładem prostym, dla mnie bardzo wymownego, w jaki sposób, działają Amerykanie. Mają oni u siebie zespół DVI, zespół który jest zespołem państwowym, liczącym około 200 ludzi, którzy po całym świecie jeżdżą i szukają szczątki żołnierzy amerykańskich. Bez względu na to, czy są to lotnicy, którzy zginęli nad polską w 1944 roku, czy są to ludzie którzy zginęli na Haiti, czy w Wietnamie, czy gdziekolwiek indziej na świecie. Bez względu na to jaki czas upływa, państwo amerykańskie poszukuje swoich żołnierzy. To jest dla nas wzór do naśladowania. Mamy taki obowiązek, tak samo powinniśmy działać. Nie ma znaczenia ile lat upłynie. Jeżeli ktoś służył Polsce, bez względu jaki mundur miał na sobie, jeżeli walczył o niepodległość polski, jesteśmy winni im to, żeby gdziekolwiek są, te zwłoki odnaleźć, zidentyfikować i pogrzebać z wojskowymi honorami. Na pytanie, kiedy to się zakończy, moim zdaniem - nigdy. Jeżeli tylko w latach '40 i '50 w Polsce uśmiercono kilkanaście tysięcy ludzi, a przecież nie mamy informacji bardzo wielu grobów, tych które pozostały gdzieś na Kresach. Pamiętajmy o terenach, które dziś do Polski nie należą. Pamiętajmy o ofiarach zbrodni wołyńskiej, pamiętajmy o tych, których nikt dotychczas nie próbował dotychczas poszukiwać. A więc nie tylko żołnierze wyklęci, to są wszyscy ci, którzy byli Polakami, którzy stali się ofiarami różnych zbrodniczych systemów totalitarnych.