Samowole budowlane mają się w Polsce dobrze. Mała jest ich wykrywalność, bo brakuje pieniędzy - pisze "Rzeczpospolita" dwa dni po tragicznym wypadku w Bukowinie Tatrzańskiej, gdzie zerwany z wypożyczalni sprzętu narciarskiego dach zabił 52-letnią kobietę i dwie jej córki. Dziennik przytacza wypowiedzi ekspertów, którzy twierdzą, że walka z samowolami budowlanymi w Polsce to fikcja.
Tragiczne wydarzenia rozegrały się w poniedziałek na parkingu przy górnej stacji wyciągu narciarskiego Rusiń-Ski w Bukowinie Tatrzańskiej. Podmuch wiatru zerwał z wypożyczalni sprzętu narciarskiego dach, a ten spadł wprost na cztery osoby. Mimo reanimacji nie udało się uratować 52-latki i jej 15-letniej córki. Starsza córka, 21-latka, została przetransportowana do szpitala w Nowym Targu w bardzo ciężkim stanie, niestety wieczorem tego samego dnia zmarła.
Do szpitala w Zakopanem - z urazami głowy i stłuczeniem barku - trafił kolejny poszkodowany: 16-letni chłopak, spokrewniony z ofiarami wypadku.
Dzień po tragedii Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego w Zakopanem Jan Kęsek przekazał, że wypożyczalnia sprzętu narciarskiego na Rusińskim Wierchu była postawiona nielegalnie, a jej konstrukcja została wykonana niefachowo.
Jak mówił, wypożyczalnia była zorganizowana w naczepie samochodowej, która została obłożona elementami drewnianymi z blaszanym zadaszeniem.
"Obiekt został zakwalifikowany jako tymczasowy obiekt budowlany, chociaż jest to naczepa, która ma rejestrację, ale jest niemobilna. Sprawowała funkcję wypożyczalni, więc podlegała przepisom prawa budowlanego. Na postawienie takiego obiektu należało mieć pozwolenie na budowę, a takich stosownych pozwoleń nie było. Obiekt ponadto był posadowiony w terenach do tego nieprzeznaczonych, czyli na terenach rolnych, zielonych. Konstrukcja została wykonana w sposób niefachowy, niechlujny, co doprowadziło do tragedii" - poinformował inspektor.
Dwa dni po tragicznych wydarzeniach "Rzeczpospolita" cytuje Mariolę Berdysz - dyrektor fundacji Wszechnica Budowlana - która mówi, że liczba samowoli budowlanych w Polsce jest olbrzymia, co według niej wynika ze słabej wykrywalności, a "skuteczność nadzoru budowlanego jest żadna".
"Nadzór nie podejmuje działań z urzędu, tylko reaguje na doniesienia lub gdy zdarzy się tragiczny wypadek. To nie dziwi. Jak wynika z ostatniego raportu NIK, powiatowe inspektoraty cierpią na niedobór kadr i są chronicznie niedofinansowane" - mówi "Rzeczpospolitej" Mariola Berdysz.
Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich uważa, że - by poprawić wykrywalność samowoli - pilnie potrzeba pieniędzy.
Jak mówi: powiatowe inspektoraty nadzoru budowanego wymierają.
"Niedobór kadr jest dramatyczny. Inspektoraty funkcjonują, bo powiaty udostępniają im pomieszczenia, samochody i sprzęt biurowy. Nikt nie chce pracować w nadzorze, zarobki małe, trudno więc ściągnąć fachowców" - wylicza.
Dodaje, że "wielokrotnie próbowano go (nadzór budowlany - przyp. RMF) reformować, ale nic z tego nie wyszło".
"A starczyłoby rocznie z budżetu państwa na nadzór przeznaczyć dodatkowych 40-50 mln zł. Dla państwa to niewiele, a nadzór mógłby prawidłowo funkcjonować" - podkreśla Marek Wójcik.