Sąd Rejonowy w Kwidzynie w woj. Pomorskim skazał na osiem lat więzienia 24-letniego Adriana G. To on spowodował wypadek, w którym zginęły cztery osoby. Auto, którym kierował, wjechało w zakręt z prędkością ok. 150 km/h i zderzyło się z innym samochodem.

Do tragedii doszło 28 grudnia 2017 roku w Raniewie w woj. pomorskim. Adrian G. jechał bmw drogą wojewódzką nr 521. Według prokuratury, auto w pewnym momencie pędziło nawet ponad 200 km/h. Gdy wjeżdżało w zakręt, na którym doszło do wypadku, jego prędkość wynosiła co najmniej 150 km/h. Na zakręcie auto zjechało na przeciwny pas ruchu i zderzyło się czołowo z jadącym z naprzeciwka renault scenic. Autem tym podróżowały dwie starsze pary - wracali z pogrzebu. Wszyscy zginęli na miejscu.

Wraz z Adrianem G. w bmw jechali także jego dwaj bracia w wieku 28 lat i 33 lat. Obydwaj doznali obrażeń: 28-latek szczególnie ciężkich. Początkowo prokuratura miała problem z ustaleniem szczegółów wypadku. To najstarszy brat Adriana G usłyszał zarzuty. Trafił nawet do aresztu, w trakcie wypadku był pijany. Dopiero dwa tygodnie później ustalono, kto rzeczywiście był kierowcą.

W trakcie śledztwa oskarżony przyznał się do winy. Wyjaśniał prokuratoriom, że chciał sprawdzić, "w ile samochód dobija do setki", a gdy się rozpędził, "nie kontrolował już prędkościomierza".

Sąd wydał też oskarżonemu zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych na okres 15 lat.

Sędzia Lidia Bodurka-Kowalska powiedziała w uzasadnieniu wyroku, że wymierzona kara ośmiu lat więzienia jest najwyższą, jaką przewiduje zarzut umyślnego naruszenia zasad bezpieczeństwa w ruchu drogowym, postawiony Adrianowi G.
Przypomniała, że przed zakrętem w miejscu wypadku stał znak z ograniczeniem prędkości do 40 km/h, a droga była nierówna. Całą jazdę Adriana G. filmował telefonem komórkowym siedzący na tylnym siedzeniu jeden z braci oskarżonego, a drugi brat siedział z przodu.

Nie ulega wątpliwości, że oskarżony umyślnie naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu drogowym, bowiem trudno raczej uznać za wiarygodne to, że oskarżony nie zdawał sobie sprawy z jaką prędkością jedzie. Nadto zaś z treści nagrania staje się oczywistym to, że celem oskarżonego było faktycznie ustalenie i sprawdzenie z jaką prędkością może jechać. I do tego był też zagrzewany przez osoby z nim jadące - mówiła sędzia.

Najbardziej pocieszające jest to, że oskarżony dostał najwyższy możliwy wymiar kary. Wiemy, że to jest i tak za mało, ale tyle przewiduje prawo. To były dla nas dwa lata męki. Tym bardziej, że rodzina pojechała na pogrzeb, a wrócili na swój - to jest na maksa dobijające. Ciężko znaleźć na to słowa. Z dziadkami się wychowywałam. Do dziś nie jestem w stanie uwierzyć, że już ich nie ma, że już nigdy do nich nie zadzwonię i nie pójdę na herbatę - powiedziała dziennikarzom Agata Wasielewska, która straciła w wypadku babcię, dziadka, ciotkę i wujka.