Jutro podpiszę pakt fiskalny - zapowiedział w Brukseli Donald Tusk. Premier wyjaśniał dziennikarzom, że zwrócił się do Rady Ministrów o wyrażenie zgody na podpisanie traktatu wymuszającego większą dyscyplinę finansową, i takie pozwolenie uzyskał.
Żaden z ministrów nie zgłosił żadnych wątpliwości; przede wszystkim my, analizując w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i MSZ, nie znaleźliśmy niczego, co by odbiegało od naszych wyobrażeń, mówię o tej ostatniej wersji - powiedział dziennikarzom premier.
Jeszcze wczoraj szef polskiego rządu sprawiał wrażenie, że nadal o coś walczy; uzależniał złożenie podpisu od negocjacji i ostatecznego tekstu porozumienia. Ale to - jak zauważa nasza brukselska korespondentka Katarzyna Szymańska-Borginon - było jedynie graniem pod publiczkę, bo już było wiadomo, że żadnych rozmów w tej sprawie nie przewidziano. Dokument został bowiem sfinalizowany.
Lingwiści i prawnicy sprawdzili wszystkie wersje językowe. Pakt zostanie już tylko przedłożony do podpisu - tłumaczył naszej dziennikarce rzecznik rady Unii Europejskiej. Jak zapewniał, dokument podpiszą wszystkie kraje Wspólnoty, oprócz Wielkiej Brytanii i Czech.
Przystępując do paktu, Polska godzi się, aby strefa euro spotykała się we własnym gronie bez naszego udziału, zadowalając się jedynie tym, że raz na rok zostaniemy dopuszczeni do stołu, aby posłuchać o planach i ustaleniach "siedemnastki". A - przypomnijmy - że jeszcze niedawno premier uzależniał poparcie dla paktu od gwarancji zapraszania Polski na wszystkie spotkania eurolandu.
Niekonsekwencja zresztą królowała od początku tych negocjacji. Najpierw byliśmy "za", potem zdecydowanie "przeciw", w końcu podpisujemy coś, co trudno uznać za sukces, bo nie udało się powstrzymać pogłębiającego się podziału Unii.