"Zarówno czterej turyści, którzy spędzili noc w śnieżnej jamie, jak i turysta, który biwakował w nocy nad Zmarzłym Stawem, nie byli przygotowani do zimowej wyprawy w góry" – stwierdził dyżurny ratownik TOPR. Dodał, że turyści mieli dużo szczęścia. "Nie doznali żadnych odmrożeń, ani nie mieli objawów hipotermii" - powiedział ratownik.
Czterej mężczyźni, którzy nocowali w rejonie Suchych Czub w śnieżnej jamie, mieli zimowe ubranie, ale nie mieli sprzętu do zimowej turystyki, ani "lawinowego ABC", czyli detektora, sondy i łopatki. Nie byli też wyposażeni w raki czy czekany. Podobnie turysta, który utknął przy Zmarzłym Stawie - nie miał zimowego ekwipunku, ani czapki i rękawiczek, choć miał ze sobą namiot i śpiwór.
Turyści mieli dużo szczęścia. Nie doznali żadnych odmrożeń, ani nie mieli objawów hipotermii - powiedział PAP ratownik dyżurny TOPR.
O kłopotach czterech turystów, których w górach zastała śnieżyca, poinformowała w piątek wieczorem zaniepokojona rodzina. Poszkodowani nie mieli zasięgu sieci komórkowej. Już w nocy wyruszyła po nich grupa ratowników, ale z uwagi na rosnące zagrożenia lawinowe i bardzo trudne warunki, wycofała się.
Turyści wykopali jamę w śniegu i bezpiecznie spędzili tam noc. Rano ratownicy wznowili wyprawę i udało się im nawiązać kontakt telefoniczny z turystami. Ratownicy dotarli do czterech mężczyzn około godz. 11.
O godz. 4.50 w sobotę nad ranem do centrali TOPR dotarło następne zgłoszenie - od mężczyzny, którego śnieżyca zastała nad Zmarzłym Stawem. Turysta spędził tam noc.
Na pomoc wyruszyła kolejna grupa ratowników, która dotarła na miejsce przed godz. 10-tą. Po ogrzaniu poszkodowanego ratownicy bezpiecznie sprowadzili go na dół.
W Tatrach obowiązuje trzeci stopień zagrożenia lawinowego. Ratownicy TOPR apelują, aby nie wychodzić w wyższe partie gór, powyżej schronisk.