Zakaz wejścia do głównego budynku Sejmu. Zakaz nagrywania posłów i senatorów poza wyznaczoną strefą. Zakaz wejścia na galerię sejmową i tam nagrywania obrad. Przepustki sejmowe tylko dla dwóch dziennikarzy z redakcji, ale i dla nich wyznaczony "kojec" do spotkań z politykami. Tak ma wyglądać praca dziennikarzy w Sejmie po 1 stycznia. Takie zmiany - oficjalnie dla "komfortu pracy dziennikarzy" - wprowadza marszałek Sejmu. A my pokazujemy, czego bez dziennikarzy nie usłyszą, nie zobaczą i nie przeczytają Polacy.

Zakaz wejścia do głównego budynku Sejmu. Zakaz nagrywania posłów i senatorów poza wyznaczoną strefą. Zakaz wejścia na galerię sejmową i tam nagrywania obrad. Przepustki sejmowe tylko dla dwóch dziennikarzy z redakcji, ale i dla nich wyznaczony "kojec" do spotkań z politykami. Tak ma wyglądać praca dziennikarzy w Sejmie po 1 stycznia. Takie zmiany - oficjalnie dla "komfortu pracy dziennikarzy" - wprowadza marszałek Sejmu. A my pokazujemy, czego bez dziennikarzy nie usłyszą, nie zobaczą i nie przeczytają Polacy.
Schody główne Sejmu RP /Andrzej Hrechorowicz /PAP

Bez obecności dziennikarzy niemożliwe będzie sprawdzenie, czy poseł jest realnie na posiedzeniu komisji, czy wpadł tylko na chwilę, podpisał listę obecności, by dostać pieniądze, i "pracuje" w restauracji albo już bawi na zakupach świątecznych. Niemożliwe będzie pokazanie, kto w piątek o godzinie 12:00, gdy trwają jeszcze głosowania, wybiega na samolot do domu.

Nie zapytamy, kto z posłów ma dar bilokacji - kto jednocześnie potrafi być na głosowaniach, choć powinien być w drodze do Madrytu, bo pobrał już przecież diety. Sprawa posłów podróżników z PiS wyszła na jaw, bo dziennikarze połączyli sejmowe dokumenty z tym, co i kogo widzieli na własne oczy.

Nie pokażemy też, jak pracują posłowie. Nie zobaczymy z galerii, jak poseł podczas głosowań wyciąga środkowy palec do innych. Nie zobaczymy, jak zajada sałatkę czy gra na tablecie, gdy trwa debata budżetowa. Nie zobaczymy i nie pokażemy, jak jeden za drugiego głosuje - o ile nie pokażą nam tego sejmowe kamery. A nie pokażą. Nie zapytamy, za co kolejne miliony na biura poselskie i nagrody dla prezydium. Nie ma nas w Sejmie - nie ma pytań, które należą się wyborcom.

Nie ma dziennikarzy - nikt więc nie wyczuje, że poseł do obiadu zamówił o kilka piw za dużo. Nikt nie zobaczy i nie nagra chwiejącego się posła, a takie przypadki miały przecież miejsce. Wychodziły na jaw tylko dlatego, że byli dziennikarze.

Tylko bezpośrednia obserwacja sali posiedzeń z galerii pozwoliła ujawnić jak posłowie głosują na dwie ręce. Ostatni raz w kwietniu. Takich zdjęć nie będzie, bo z galerii nie będzie można fotografować i nagrywać obrad.

Przez lata zwykli ludzie mieli szansę protestować w Sejmie i walczyć o pomoc w dramatycznej sytuacji. Teraz to się może skończyć. Najgłośniejszy taki protest odbył się dwa lata temu. W budynku Sejmu przez miesiąc protestowali opiekunowie dzieci niepełnosprawnych. Jedli, spali, mieszkali tam, bo władza ich ignorowała, doprowadziła do ściany. Walczyli o godne pieniądze.

I tylko dlatego, że ich protest w budynku Sejmu pokazywali dziennikarze, politycy nie mogli tego lekceważyć. Reporterzy doprowadzali tam posłów, ministrów, przyszedł nawet premier.

Gdyby nie dziennikarze na miejscu, ci ludzie zapewne zostaliby wyrzuceni z Sejmu. Tak samo było z protestującymi tam pielęgniarkami i ludźmi, którym odmawiano wstępu na ważne debaty sejmowe.

Dlatego aż kilkadziesiąt redakcji - w tym RMF FM - dziś protestuje przeciw ograniczeniom dla dziennikarzy w Sejmie. Parlament to miejsce pracy posłów, a nie ich strefa prywatna. Jakie uchwalili prawo, jak wydają publiczne pieniądze, jak ich decyzje wpływają na Wasze życie? Dostęp do tych informacji - to Wasze prawo. Nie zgadzamy się na to, by było ograniczane. To pierwszy taki protest od 1989 roku.

I na koniec skecz sprzed lat - niestety, taki scenariusz wydaje się najbardziej prawdopodobny:

(mpw)