Rowerzysta, który we wtorek zginął w wybuchu niedaleko Dunajca w Nowym Sączu, nie najechał na minę, czy inny niewybuch z okresu wojny - potwierdziła policja. W jego mieszkaniu znaleziono amunicję i pociski. Nie można wykluczyć, że eksplodował ładunek, który mężczyzna mógł mieć ze sobą.
W środę sprawa ma trafić do małopolskiej prokuratury. Jedna z wersji wyjaśniających okoliczności śmierci mężczyzny, zakłada samobójstwo z powodu problemów osobistych.
Wczoraj, mieszkaniec Nowego Sącza jechał samochodem wzdłuż Dunajca. W pewnej chwili minął rowerzystę. Potem usłyszał wybuch.
Kiedy na miejsce dotarli policjanci, znaleźli ciało rowerzysty i niewielki lej po eksplozji.
Ofiarą wybuchu okazał się 54-letni Jacek K. Mężczyzna był miłośnikiem militariów. W szopie obok domu Jacka K. policja znalazła łuski z pocisków z II wojny światowej, rozmontowane pociski i proch.
Mężczyzna niedługo przed wybuchem zawiadomił telefonicznie swoją córkę, że zamierza popełnić samobójstwo.
Był potężny wybuch. Czuć było, że to nie wybuchła petarda, tylko coś poważnego. Bałem się, że gdzieś dom wyleciał w powietrze przez butlę z gazem - opisywał wtorkowe wydarzenia świadek tragicznego wybuchu.
(ug)