Szef MON Tomasz Siemoniak odchudza resort. Mniej ma być urzędników, a zaoszczędzone na biurokracji pieniądze mają zostać wydane na potrzeby armii. Już likwidowane są niektóre biura i departamenty - informuje "Rzeczpospolita".
MON liczy 17 departamentów i 4 biura; w każdym pracuje kilkadziesiąt osób. Do tego dochodzą struktury Sztabu Generalnego i inspektoratów.
Wszystko, co zbędne, należy likwidować - zapowiada minister. Najważniejszy dla mnie będzie żołnierz, który jest na pierwszej linii działania. Zbyt skomplikowana i rozbudowana struktura nad nim pochłania pieniądze i żyje sama dla siebie - twierdzi.
Resort nie wie jeszcze, ile zaoszczędzi na zmianach, ale jak mówi rzecznik MON Jacek Sońta, wygospodarowane środki zostaną przeznaczone na modernizację armii. Chodzi o to, by wojska w wojsku było więcej, a mniej rozbudowanej biurokracji - podkreśla.
Według informacji gazety, już zapadły decyzje o likwidacji Biura ds. Wdrażania Samolotu Wielozadaniowego F-16 i Biura ds. Wdrożenia Kołowego Transportera Opancerzonego Rosomak. Ich zadania przejmą m.in. dowódcy Wojsk Lądowych i Sił Powietrznych. Może też zniknąć Biuro ds. Obrony Przeciwrakietowej, powstałe w 2007 r., kiedy ważyły się losy budowy tarczy antyrakietowej. Sprawa upadła, ale biuro zostało.
Pod nóż pójdzie też Departament Transformacji; rozważana jest też likwidacja Departamentu Infrastruktury. Z kolei Departament Kadr może zostać połączony z Departamentem Nauki i Szkolnictwa Wojskowego.
To są oczywiste zmiany i wynikają z potrzeby usprawnienia pracy resortu obrony - mówi doradca szefa MON gen. Bogusław Pacek, który pracuje nad reformą. Nie wyklucza, że zlikwidowanych zostanie więcej urzędów w MON.
Cięcia czekają też inne wojskowe instytucje, m.in. Sztab Generalny. Mówi się np. o likwidacji zespołów asystentów zajmujących się Wojskami Lądowymi i Marynarką Wojenną. Już są protesty. Trudno się dziwić, bo to wysoko płatne stanowiska obsadzone przez pułkowników - mówi jeden z oficerów.