Do 15 czerwca powinna być znana opinia biegłych, która być może pozwoli postawić zarzuty w sprawie śmierci Igora Stachowiaka na komisariacie we Wrocławiu. Chodzi o ustalenie, czy wobec mężczyzny, obok chwytów obezwładniających, kajdanek i paralizatora, stosowano inne środki przymusu bezpośredniego. Do śmierci 25-latka doszło ponad rok temu, a śledztwo ma zakończyć się do września. O sprawie ponownie stało się głośno po tym, jak w sobotę telewizja TVN24 upubliczniła materiał z komendy we Wrocławiu. W niedzielę rzecznik komendy głównej poinformował, że funkcjonariusz, który użył paralizatora, na wniosek szefa MSWiA kończy służbę. Rafał Jankowski, przewodniczący Związku Zawodowego Policjantów uznał, że krok ministra Błaszczaka będzie miał negatywny oddźwięk w środowisku policjantów. Przypomniał, że wewnętrzne policyjne dochodzenie zakończyło się decyzją o przywróceniu funkcjonariusza do służby. Ponadto, jak stwierdził, decyzje o zwolnieniach funkcjonariuszy ze służby nie powinny zapadać na szczeblu ministerialnym.

Minister Mariusz Błaszczak wyszedł poza swoje uprawnienia, polecając wydalenie ze służby policjanta z Wrocławia, który używał paralizatora wobec Igora Stachowiaka. Tak twierdzi szef NSZZ policjantów Rafał Jankowski.

Według szefa policyjnych związkowców, mogło dojść do przekroczenia uprawnień przez szefa MSWIA, bo takiej procedury nie ma w przepisach. Minister spraw wewnętrznych tylko nadzoruje służbę, decyzje kadrowe należą do służbowych przełożonych każdego policjanta.    

Minister nie jest przełożonym żadnego z funkcjonariuszy. Minister sprawuje jedynie cywilny nadzór nad formacją. Funkcjonariusza mógł zwolnić komendant wojewódzki, komendant główny, na pewno nie minister spraw wewnętrznych - jak twierdzi Rafał Jankowski to polecenie minister wydał na podstawie doniesień medialnych i według związkowców, jeśli policjant z Wrocławia będzie wyrzucony ze służby, ma duże szanse na wygranie sprawy przed sądem.

Słowa szef związku zawodowego policjantów potwierdza były wiceszef MSWiA Adam Rapacki. Minister spraw wewnętrznych nie ma tytułu prawnego, żeby zwolnić policjanta. To uprawnienia komendantów, którzy powinni wyjaśnić sprawę z udziałem Igora S. zdecydowanie wcześniej - powiedział w rozmowie z RMF FM.

Zdaniem Rapackiego, zachowanie funkcjonariuszy na wrocławskiej komendzie było jaskrawym przykładem naruszeniem prawa przez policjantów. Generał podkreślał, że komendant - dla dobra całej formacji - może zwolnić funkcjonariusza, który złamał prawo jeszcze przed zakończeniem prokuratorskiego śledztwa. I jego zdaniem we Wrocławiu powinien skorzystać z tego prawa przed interwencją ministra Błaszczaka.

To jest decyzja trochę polityczna, a ona powinna być podejmowana merytorycznie. Zdecydowałbym się wcześniej, jako przełożony policjanta, mając taki materiał... Decyzje dyscyplinarne byłby podjęte dużo wcześniej - mówił.

Były wiceszef MSWiA jest zaskoczony, że przełożeni policjanta, który użył paralizatora wobec Igora Stachowiaka, zdecydowali o jego przywróceniu do służby po trzech miesiącach. Tym bardziej, że nagrania z policyjnego tasera były im znane. 

Dochodzenie w sprawie śmierci 25-latka nie zostało jeszcze zakończone

Samo nagranie z rejestratora paralizatora z komendy policji we Wrocławiu to za mało, by postawić zarzuty funkcjonariuszom - mówi Magdalena Mazur-Prus z poznańskiej prokuratury o sprawie śmierci Igora Stachowiaka. I dodaje, że komisariacie nie było monitoringu. Był uszkodzony. Tego monitoringu nie było - podkreśla. 

Dochodzenie w sprawie śmierci Igora Stachowiaka ma zakończyć się do połowy czerwca i trwa tak długo z winy - jak utrzymuje Prokuratura Krajowa - rodziców 25-latka. Twierdzi, że długość śledztwa wynika ze składanych przez nich wniosków dowodowych.

Jednak jak zauważa dziennikarz RMF FM, po pierwsze takie wnioski nie blokują prokuratury np. w stawianiu zarzutów lub choćby wnioskowaniu o areszt, by nie dochodziło do mataczenia. Po drugie, jeśli prokuratura musi czekać na niezbędne do tego ekspertyzy, których żądają rodzice - to oznacza, że sama nie zleciła wszystkich czynności od razu. A Prokuratura Krajowa przyznaje, że dopiero po uzyskaniu tej ekspertyzy będzie możliwe podjęcie decyzji, czy można komuś postawić zarzuty za śmierć Igora Stachowiaka.

Opinia biegłych ma dać odpowiedź między innymi na pytanie, czy wobec Igora Stachowiaka - poza paralizatorem - policjanci użyli też ręcznego miotacza gazu. Ta ekspertyza ma wyjaśnić, czy mężczyzna zmarł dlatego, że policjanci przekroczyli swoje uprawnienia. Magdalena Mazur-Prus, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Poznaniu powiedziała, że biegli przebadają odzież mężczyzny, którą miał na sobie w dniu zatrzymania i sprawdzą, czy są na niej ślady użycia ręcznego miotacza gazu. Po otrzymaniu tej opinii materiał dowodowy będzie, według nas, wystarczający do tego, aby podjąć decyzję o ewentualnym przedstawieniu zarzutów - powiedziała Mazur-Prus.

Według Prokuratury Krajowej można przyjąć, że Igor Stachowiak zmarł z powodu niewydolności krążeniowo-oddechowej po zażyciu środków psychoaktywnych. Prokuratura w Poznaniu stwierdza, że dwie sekcje zwłok nie dały odpowiedzi na pytanie, co było bezpośrednią przyczyną zgonu 25-latka.

Zwolniono policjanta, który użył paralizatora

Funkcjonariusz, który w ubiegłym roku użył paralizatora wobec Igora Stachowiaka, kończy służbę w policji na wniosek ministra spraw wewnętrznych i administracji - poinformował w niedzielę rzecznik komendanta głównego Mariusz Ciarka. Mariusz Błaszczak podjął decyzję o zwolnieniu policjanta, bo opublikowane materiały (film z komisariatu, na którym widać, że użyto wobec zatrzymanego kilkakrotnie paralizatora - przyp. red.) mogą źle wpłynąć na postrzeganie policji jako całej formacji - tłumaczył Ciarka.

Jednocześnie jednak rzecznik Komendy Głównej Policji podtrzymuje, że działania funkcjonariuszy wobec Igora Stachowiaka były zasadne, bo mężczyzna podczas zatrzymania zachowywał się agresywnie i wulgarnie.

Rzecznik powiedział, że użycie paralizatora regulują przepisy określone w ustawie o środkach przymusu bezpośredniego. Pytany, ile razy można porażać, rzecznik powiedział: Nie ma określonej ilości jeżeli chodzi o użycie paralizatora, natomiast trzeba pamiętać, że jest to jeden z tych łagodniejszych środków, w porównaniu chociażby z bronią palną. My, jako policja, wręcz dążymy do tego, aby policjanci byli wyposażeni w tasery, tak, aby użycie broni palnej, gdzie skutki są już nieodwracalne, było ostatecznością - wyjaśnił rzecznik.

Ciarka dodał, że upubliczniony przez TVN24 materiał z komendy we Wrocławiu nie jest nowym dowodem w sprawie, bo prokuratura dysponuje całym nagraniem i jest ono częścią trwającego śledztwa. Komenda Główna Policji nie wyklucza dalszych decyzji personalnych wobec policjantów, którzy brali udział w akcji.

Sprawa śmierci Igora Stachowiaka powróciła po roku

Igor Stachowiak został zatrzymany 15 maja 2016 roku na wrocławskim rynku. Policja poszukiwała go za oszustwa. Według funkcjonariuszy, mężczyzna był agresywny i dlatego musieli użyć paralizatora. Po przewiezieniu na komisariat 25-latek stracił przytomność i pomimo reanimacji zmarł. Według pierwszej opinii lekarza, przyczyną śmierci była ostra niewydolność krążeniowo-oddechowa.

W sobotę TVN24 wyemitował drastyczne materiały, które zostały zarejestrowane w komisariacie przy ulicy Trzemeskiej we Wrocławiu rok temu - tuż przed śmiercią Igora Stachowiaka. Materiał pokazał, że użyto wobec zatrzymanego kilkakrotnie paralizatora, co wykazał odczyt tego urządzenia.

(j.)