Zaczęło się w kwietniu. Niewinnie - od doniesień z Meksyku - o kilku osobach, które zmarły z powodu nowego, nieznanego wirusa grypy. W ciągu kilku dni przestało być już tak niewinnie. Wiadomości z Meksyku z dnia na dzień stawały się coraz bardziej poważne: zaraziło się kilkanaście, kilkadziesiąt, kilkaset… kilka tysięcy ludzi. Nowy wirus - nazwany przez epidemiologów A/H1N1 - zaczął się rozprzestrzeniać.
Media donosiły o kolejnych zachorowaniach w Stanach Zjednoczonych i Azji. W końcu nowa grypa dotarła do Europy. Zachorowania odnotowywano w Wielkiej Brytanii, Niemczech, Francji, Szwecji i innych krajach. 26 kwietnia Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła w Meksyku epidemię tak zwanej świńskiej grypy. Polska do tego czasu była nietknięta nową chorobą. Pierwszy przypadek odnotowano 6 maja, kolejny - osiem dni później. Chorowali głównie ludzie, którzy przylecieli ze Stanów Zjednoczonych. Przebieg choroby był lekki, nie zagrażający życiu.
11 czerwca WHO - według wielu ekspertów zbyt pospiesznie - ogłosiła już pandemię grypy typu AH1N1.
Główny Inspektorat Sanitarny i Ministerstwo Zdrowia od samego początku przekonywali, że wirus nie jest groźny, że decyzja Światowej Organizacji Zdrowia to „dmuchanie na zimne”; że wystarczy zachowanie higieny, unikanie dużych skupisk ludzkich. Przekonywano, że jeśli mamy się czym martwić to dobrze znaną, starą grypą, na którą umiera rocznie kilka tysięcy ludzi (tylko, że nikt o tym nie mówi).
13 listopada zmarła w Polsce pierwsza osoba zarażona AH1N1. Na to też znaleziono wytłumaczenie: „to nie wirus, ale komplikacje spowodowane innymi chorobami, zabiły pacjenta” - mówiono. I tak powtarza się do dziś – kiedy zanotowaliśmy w Polsce już 116 zgonów i ponad 2 tysiące 200 zachorowań. Ani GIS, ani resort Ewy Kopacz, ani składający się z wybitnych specjalistów polski komitet pandemiczny nie przyznali, że ktoś umarł w naszym kraju z powodu wyłącznie zarażenia AH1N1.
Być może takie tłumaczenie ma przekonać obywateli do decyzji ministerstwa, które do tej pory odmawia kupna szczepionki na wirusa AH1N1. Ewa Kopacz z uporem przekonuje, że lek nie jest bezpieczny, że firmy farmaceutyczne chcą – kosztem przerażonych państw – zbić na nim ogromne pieniądze, nie ponosząc jednocześnie żadnej odpowiedzialności za ewentualne skutki podania leku. Logiki pani minister w tym przypadku odmówić nie można – no bo jak zafundować obywatelom szczepionkę, za którą producent boi się poręczyć?
Inne kraje nie były jednak tak zdystansowane i kupiły zrejestrowaną przez Komisję Europejską szczepionkę. Efekt? Obywatele ani myślą się szczepić, a – na przykład – Szwecja chce sprzedać niewykorzystane zapasy innym państwom. Chce sprzedać i odzyskać setki tysięcy euro, które okazały się pieniędzmi, w większości, wyrzuconymi w błoto.
Minister Ewa Kopacz ponosi jednak polityczne skutki swojej nieustępliwej postawy. Oficjalną wojnę wypowiedział jej Rzecznik Praw Obywatelskich, który z powodu braku szczepionek w Polsce oskarżył szefową resortu zdrowia o sprowadzanie na obywateli niebezpieczeństwa epidemiologicznego i który po kilku dniach zastanawiania złożył w tej sprawie na Kopacz zawiadomienie do prokuratury. W międzyczasie okazało się, że doktor Janusz Kochanowski też nie jest bez skazy – udowodniliśmy, że jego doradcami byli ludzie związani z firmami farmaceutycznymi, żywo zainteresowanymi przecież zakupem szczepionek. Ostatecznie minister zdania w sprawie kupna leku nie zmieniła, a RPO kilka dni temu ogłosił wszem i wobec, że sam stał się ofiarą grypy AH1N1. Niestety nie odbiera telefonów i nie chce nic mówić o stanie swojego zdrowia.
A temu wszystkiemu - ze stoickim spokojem - przygląda się społeczeństwo. Wrażenia nie zrobiły na nim ani medialne doniesienia o braku w aptekach masek, leków antywirusowych i szczepionek. Nie przestraszyliśmy się ani alarmujących głosów opozycji, ani demonstracji Rzecznika Praw Obywatelskich. Nie zaczęliśmy chodzić po ulicach w maskach, przed świętami robiliśmy zakupy w będących „dużymi skupiskami ludzkimi” supermarketach. A w same święta - wbrew zaleceniom Głównego Inspektoratu Sanitarnego - wylewnie składaliśmy sobie życzenia, nie unikając ani buziaków, ani przytulania się. Bo myślimy racjonalnie. I wiemy, że przez osiem miesięcy na całym świecie z powodu świńskiej grypy (lub komplikacji z nią związanych) zmarło ponad 13 tysięcy ludzi. A na zwykłą grypę umiera rocznie około miliona. I czego tu się bać?
Kamila Biedrzycka