Dolnośląscy strażacy chcą zwrotu pieniędzy od wojewody dolnośląskiego za ich udział w akcjach, które nie mają nic wspólnego z ratowaniem życia. W tym roku ponad 200 razy wzywano ich, by pomagali np. pogotowiu ratunkowemu. Podatników kosztowało to blisko milion złotych.
Kiedy ratownicy medyczni nie mogą np. znieść pacjenta z mieszkania do karetki, wzywają strażaków. Ci pomagają, ale uważają, że właśnie za to powinni dostawać pieniądze. Mamy specjalistyczne, drogie samochody gaśnicze, niektóre ważą nawet 40 ton. I wysyłamy wtedy cały zespół, z pełną obsadą. Nie może być inaczej, bo w danym momencie może być wezwanie do pożaru. I niestety takich przypadków jest bardzo wiele - ubolewa Andrzej Abulewicz z dolnośląskiej straży pożarnej.
Jednorazowy wyjazd takiego wozu za bramę strażackich koszar kosztuje średnio 4 tys. złotych. Urzędnicy wojewody przyjęli do wiadomości żądania strażaków, ale odesłali ich do rządu, bo ich zdaniem tylko na szczeblu rządowym można ustalić, co należy do obowiązków strażaków, a co nie.