Stan zdrowia Macieja Zientarskiego nie pozwala na jego udział w procesie. Takie nieoficjalne informacje podał tygodnik "Wprost", który dotarł do ekspertyzy biegłych. Lekarze mieli orzec, że w mózgu Zientarskiego zaszły nieodwracalne zmiany. Według prokuratorów, to właśnie Zientarski w lutym 2008 roku kierował ferrari, które po szaleńczym rajdzie ul. Puławską w Warszawie uderzyło w estakadę. Na miejscu zginął kolega dziennikarza.
Prokuratura na stołecznym Mokotowie dostała opinię zespołu lekarzy na temat zdrowia Macieja Zientarskiego w poniedziałek. Śledczy nie ujawnili, czy lekarze zgodzili się na udział Zientarskiego w postępowaniu. Opinia jest obecnie przedmiotem analizy w prokuraturze - poinformował rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Mateusz Martyniuk. Dodał, że ustalenia opinii mogą być ujawnione we wtorek lub w środę.
Jesienią 2008 roku Prokuratura Rejonowa Warszawa-Mokotów zawiesiła śledztwo przeciw Zientarskiemu. Decyzję uzasadniono wystąpieniem długotrwałej przeszkody w postaci stanu zdrowia Macieja Z., uniemożliwiającej przeprowadzenie z nim czynności - informowała w wrześniu ubiegłego roku prokuratura. Zientarski był długo w stanie śpiączki i wiele miesięcy spędził w szpitalu, a skutki wypadku odczuwa do dziś.
Mokotowska prokuratura wydała postanowienie o przedstawieniu dziennikarzowi zarzutów w lipcu 2008 roku. Na podstawie zebranego materiału dowodowego śledczy ustalili bowiem, że to on prowadził ferrari, które w lutym na warszawskim Mokotowie, jadąc z prędkością znacznie większą niż dozwolona, straciło przyczepność i uderzyło w filar wiaduktu. Samochód rozpadł się i stanął w płomieniach. Na miejscu zginął dziennikarz "Super Expressu" Jarosław Zabiega.
Za nieumyślnie spowodowanie wypadku, którego następstwem jest śmierć innej osoby, grozi od sześciu miesięcy do ośmiu lat więzienia.