"To ostatni dzwonek. Jeśli faktycznie wypatrzony z samolotu obiekt, to zaginiony okręt ARA San Juan, to jest ostatni czas kiedy jeszcze możemy mieć nadzieję, że ta załoga jest w środku i jest żywa" - mówi w rozmowie z RMF FM komandor podporucznik Tomasz Witkiewicz - dowódca ORP Sęp, jednego z polskich okrętów podwodnych. Obiekt, który może być zaginionym argentyńskim okrętem zlokalizowano na głębokości 70 metrów.

Jak podały argentyńskie media - rozgłośnia "Radio Mitre" i dziennik "Clarin" - obiekt, który może być zaginionym okrętem podwodnym wypatrzyła na południowym Atlantyku załoga samolotu amerykańskiej Marynarki Wojennej, która bierze udział w poszukiwaniach. Nie ma jeszcze potwierdzeń, ale miejmy nadzieję, bo to ostatni dzwonek - mówi RMF FM komandor podporucznik Tomasz Witkiewicz, dowódca polskiego okrętu ORP Sęp, który podobnie jak podwodniacy z całego świata, śledzi dokładnie losy ARA San Juan i przebieg poszukiwań.

Jeśli faktycznie samolot zlokalizowałby ten okręt, to jest to ten ostatni czas, kiedy jeszcze możemy mieć nadzieję, że ta załoga jest w środku i jest żywa. Z danych taktycznych tego okrętu wynika, że załoga, w przypadku jakiejś awarii, może przetrwać wewnątrz okrętu osadzonego na dnie około 7 dni. Ten okręt ma w środku dwa przedziały. Założenie jest takie, że jeden z przedziałów jest zalany. W drugim znajduje się załoga i ona powinna tam przetrzymać około 7 dni. To oczywiście są teoretyczne wyliczenia - mówi kmdr ppor Witkiewicz.

Szanse załogi zmniejsza jednak fakt, że na pokładzie ARA San Juan jest bardzo dużo osób.On normalnie powinien mieć około trzydziestu, trzydziestu paru osób załogi. Ma czterdzieści cztery, więc są jakieś osoby dodatkowo zaokrętowane. Ta większa liczba osób również zmniejsza ilość tlenu wewnątrz, czy środków, które regenerują powietrze. Te szanse są więc przez to nieco mniejsze. Miejmy nadzieję, że kontakt, który uzyskano jest tym kontaktem właściwym, prawdziwym - mówi dowódca ORP Sęp. Dodaje, że poprzednio pojawiające się informacje o otrzymaniu sygnałów z zaginionego okrętu, okazały się nieprawdziwe.

Dlatego informacje o możliwym wypatrzeniu okrętu traktowałby z dystansem. Informacja o tym kontakcie mówi, że on został znaleziony na głębokości 70 metrów. Akwen, w którym go poszukiwano ma zakres głębokości od kilkudziesięciu do 3600 metrów. Powierzchnia o tak płytkiej wodzie jest bardzo niewielka. To by znaczyło, że ten okręt gdzieś chciał się zbliżyć do brzegu, w położeniu podwodnym być może. Ja osobiście wątpię, że to jest ten kontakt, aczkolwiek chciałbym, żeby tak się stało - przyznaje kmdr ppor Witkiewicz.

Podkreśla też, że rejon, w którym doszło do zaginięcia to jeden z najtrudniejszych do prowadzenia tak skomplikowanej akcji ratunkowej.

(m)

RMF FM