15-letnia snowboardzistka ranna w wypadku na Gubałówce karetką została przetransportowana do kliniki w Krakowie, mimo że w Krakowie i Zakopanem stały dwa śmigłowce gotowe do lotu. Podróż zamiast 20 minut trwała ponad półtorej godziny. Wszystko z powodu przepisów.
Kiedy okazało się, że zakopiańscy lekarze nie są w stanie pomóc dziewczynie, dyrektor medyczny zakopiańskiego szpitala Sylweriusz Kosiński poprosił o pomoc Lotnicze Pogotowie Ratunkowe w Krakowie: Niestety było już po godzinach dyżurów więc śmigłowiec nie mógł wystartować.
Jak wyjaśnia jednak Robert Gałązkowski z pogotowia lotniczego, jedynym powodem było to, że śmigłowce Mi 2, które latają w pogotowiu lotniczym dyżurują do zachodu słońca.
Przepisy nie pozwalają przestarzałym śmigłowcom Mi 2 lądować po zmroku na lądowisku pod zakopiańskim szpitalem. Na lądowisku stał jednak nowoczesny śmigłowiec Sokół należący do TOPR-u. Śmigłowiec, mimo że jest do tego przystosowany nie ma odpowiednich zezwoleń na ten rodzaj transportu - dodaje Sylweriusz Kosiński.
Tatrzańscy ratownicy od dłuższego czasu starają się o to, aby ich śmigłowiec mógł pomagać nie tylko w Tatrach. Dziś przekonują o tym urzędników w Warszawie.