Zatrzymaliśmy 57 osób, które atakowały funkcjonariuszy podczas demonstracji przed komisariatem w Lubinie - poinformował podkomisarz Wojciech Jabłoński z zespołu prasowego Komendanta Wojewódzkiego Policji we Wrocławiu. Dodał, że na ten moment nie ma podstaw do zawieszenia funkcjonariuszy, którzy uczestniczyli w interwencji w Lubinie, zakończonej śmiercią 34-latka. Wczoraj kilkuset ludzi protestowało przed miejscową komendą policji. Budynek został obrzucony butelkami, kamieniami i koktajlami Mołotowa.
Nie ma na razie podstaw do zawieszenia funkcjonariuszy, którzy uczestniczyli w interwencji w Lubinie, zakończonej śmiercią 34-latka - przekonuje podkomisarz Wojciech Jabłoński z dolnośląskiej policji.
Nie sformułowano też żadnych zarzutów wobec funkcjonariuszy. Zaczekajmy na ustalenia, okoliczności, które bada prokuratura po to właśnie, żeby móc później wyciągnąć wnioski, jakiekolwiek one by nie były. Naprawdę proszę mi wierzyć, ta drobiazgowa kontrola, te zabezpieczone monitoringi, z różnych miejsc, również trasy dojazdu służb, medyków, wszystko to jest przedmiotem ustaleń - dodał.
Podkomisarz Jabłoński poinformował również na konferencji prasowej, że podczas niedzielnych zamieszek przed komisariatem poszkodowanych zostało sześciu policjantów. Nawet strażacy, którzy przyjechali nam pomóc, żeby ugasić poszczególne ogniska pożaru, zostali obrzuceni przez demonstrantów kamieniami - powiedział oficer.
Wczoraj zatrzymaliśmy aż 57 osób, które najbardziej niebezpiecznie atakowali funkcjonariuszy - dodał Jabłoński.
Mieliśmy do czynienia z osobami, które w nas - funkcjonariuszy rzucały kamieniami. (... ) Byliśmy bezpardonowo atakowani przez ten agresywny tłum różnych osób, które przyjechały tam, nie żeby wyrazić swoje poglądy, nie po to, żeby wyrazić swoje wątpliwości dotyczące wcześniejszej interwencji, ale po to, żeby móc bez konsekwencji wyżywać się i bić się z policjantami - relacjonował policjant.
Zauważył, że funkcjonariusze mieli do czynienia z bardzo niebezpiecznymi sytuacjami. W pewnym momencie w funkcjonariuszy zaczęto rzucać kamieniami, butelkami z podpaloną cieczą, były też cegłówki. Wszystko to, co było pod ręką, to te osoby wykorzystywały, żeby na nas odreagować swoje emocje - dodał.
Po interwencji policji w Lubinie w piątek zmarł 34-letni mężczyzna. Film z zatrzymania trafił do internetu. Na nagraniu widać, jak czterech funkcjonariuszy próbuje obezwładnić krzyczącego i rzucającego się mężczyznę. W końcu prowadzą go do radiowozu, ale zatrzymują się przed samochodem. Na nagraniu widać ujęcie, które może sugerować, że leżący na ziemi 34-latek stracił przytomność, a policjant próbował go ocucić.
Ostatecznie mężczyzna został zabrany przez wezwaną karetkę na szpitalny oddział ratunkowy. Według policji, w momencie przekazania Zespołowi Ratownictwa Medycznego zatrzymany oddychał i miał wyczuwalny puls.
Dolnośląska komenda podała, że 34-latek zmarł w szpitalu dwie godziny po interwencji.
Przekazano również, że funkcjonariuszy wezwała matka mężczyzny: zgłosiła, że jej syn "biega po jednej z ulic miasta i rzuca kamieniami w okna zabudowań". Powiedziała również, że mężczyzna nadużywa narkotyków.
Komenda zaznaczyła także w komunikacie, że 34-latek "nie reagował na polecenia (funkcjonariuszy - przyp. RMF), był bardzo agresywny i niezwykle pobudzony (...) szarpał się i wyrywał".
"Kto mówi prawdę, policja czy ratownicy medyczni? Według ratownika w piśmie z prokuratury otrzymanego od rodziców Bartka, zgon Bartka nastąpił na ul. Traugutta przy komisariacie" - napisał w poniedziałek wieczorem na Twitterze poseł KO Piotr Borys, który zaangażował się w sprawę wyjaśnienia śmierci 34-latka.