Zarząd powiatu w Pszczynie reaguje na wyniki kontroli przeprowadzonej przez Narodowy Fundusz Zdrowia w tej placówce. Chodzi o śmierć młodej pacjentki, która trafiła tam w 22. tygodniu ciąży. Według kontrolerów NFZ w szpitalu doszło do nieprawidłowości. Stąd m.in. finansowa kara.
Zarząd pszczyńskiego powiatu, który sprawuje nadzór ekonomiczny nad placówką uznał, że wyniki kontroli są dla szpitala surowe. Według przedstawicieli zarządu, wewnętrzna organizacja musi zapewniać bezpieczeństwo i dobrą opiekę nad pacjentem.
Po tragicznej śmierci pacjentki poleciliśmy prezesowi zarządu spółki przegląd procedur postępowania i wprowadzanie adekwatnych działań naprawczych - czytamy w stanowisku zarządu.
Szpital ma teraz dwa tygodnie, aby odnieść się do wyników kontroli NFZ.
Przypomnijmy, że kontrola NFZ w pszczyńskiej placówce potwierdziła nieprawidłowości w organizacji, sposobie realizacji i w jakości świadczeń udzielonych pacjentce. Na placówkę nałożono karę w wysokości blisko 640 tys. zł.
30-latka trafiła do szpitala we wrześniu. Była w 22. tygodniu ciąży. Według badań, dziecko mogło mieć liczne wady. W pewnym momencie kobiecie odeszły wody.
"Uwaga" TVN dotarła do matki kobiety, która pokazała wiadomości od 30-latki. "Dziecko waży 485 gramów. Na razie dzięki ustawie aborcyjnej muszę leżeć. I nic nie mogą zrobić. Zaczekają, aż umrze lub coś się zacznie, a jeśli nie, to mogę spodziewać się sepsy. Przyspieszyć nie mogą. Musi albo przestać bić serce, albo coś się musi zacząć" - cytuje wiadomości pani Barbara.
Według radczyni Jolanty Budzowskiej, pełnomocniczki rodziny zmarłej pacjentka w trakcie pobytu w szpitalu w wiadomościach wysyłanych do bliskich relacjonowała, że "zgodnie z informacjami przekazywanymi jej przez lekarzy, przyjęli oni postawę wyczekującą, powstrzymując się od opróżnienia jamy macicy do czasu obumarcia płodu, co wiązała z obowiązującymi przepisami ograniczającymi możliwość legalnej aborcji".
Kobieta miała sygnalizować personelowi, że źle się czuje. 30-latka podkreślała, że nikt nie monitorował stanu jej zdrowia, ani stanu płodu czekając, aż płód obumrze. Kiedy wykazało to badanie USG, podjęto decyzję o przeprowadzeniu cesarskiego cięcia. Podczas transportu 30-latki na blok operacyjny doszło do zatrzymania akcji serca. Kobieta zmarła.
Sprawa wywołała protesty w wielu miastach w Polsce, a także za granicą, które odbywały się pod hasłem "Ani jednej więcej". Manifestujący wyrazili swój sprzeciw wobec restrykcyjnych przepisów dot. aborcji, które zostały zaostrzone po zeszłorocznej decyzji Trybunału Konstytucyjnego.
Przepisy prawa dotyczącego aborcji zostały zmienione na skutek wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 22 października 2020 roku.
Wcześniej obowiązująca od 1993 r. Ustawa o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży, zwana tzw. kompromisem aborcyjnym, zezwalała na dokonanie aborcji w trzech przypadkach: w sytuacji, gdy ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety, gdy ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego (gwałt, kazirodztwo) oraz w przypadku ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu.
Jedynie ta ostatnia przesłanka została uznana przez TK za niekonstytucyjną. Przepisy nadal dopuszczają możliwość przerywania ciąży w przypadku, gdy stanowi ona zagrożenie dla życia i zdrowia kobiety, a także gdy zachodzi uzasadnione podejrzenie, że ciąża jest skutkiem czynu zabronionego m.in. gwałtu.