W tej chwili nic nie wskazuje na to, by chłopak Magdaleny Żuk i jego koledzy mieli cokolwiek wspólnego z jej śmiercią - poinformowali na konferencji prasowej śledczy, którzy badają okoliczności śmierci kobiety w Egipcie. Jak podał prokurator okręgowy z Jeleniej Góry Marek Gołębiowski, przeprowadzona w Egipcie sekcja zwłok Polki wykazała "obrażenia charakterystyczne dla upadku z wysokości", ale - jak zaznaczył - "nie przesądza to o przyczynach śmierci". Te będą mogły być określone dopiero po uzyskaniu wyników badań laboratoryjnych. Gołębiowski przypomniał również, że śledztwo wszczęte przez prokuraturę prowadzone jest w kierunku zabójstwa. Zastrzegł, że to wstępna kwalifikacja prawna sprawy. Prok. Ewa Węglarowicz-Makowska z Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze podała natomiast, że na ciele Magdaleny Żuk nie znaleziono śladów świadczących o użyciu wobec niej przemocy. Zwłoki 27-latki do Polski mają trafić jeszcze w tym tygodniu.
Ze wstępnego raportu nie wynika, aby na ciele ofiary znaleziono ślady, które świadczyłyby o użyciu wobec niej przemocy. Jednak konieczne są tutaj badania, m.in. biologiczne, i dopiero wynik tych badań biologicznych pozwoli nam na stuprocentowe wykluczenie udziału osób trzecich - powiedziała prok. Węglarowicz-Makowska.
W podobny sposób odpowiedziała na pytanie o to, czy Magdalena Żuk mogła paść ofiarą gwałtu.
Pytano ją też o to, czy zabezpieczano dokumentację medyczną z polskich placówek medycznych, w których mogła się wcześniej leczyć Magdalena. Wątek załamania psychicznego jest badany i wystąpiliśmy o zabezpieczenie takiej dokumentacji (...) to są jednak dane wrażliwe i nie możemy udzielać na razie informacji w tej sprawie - powiedziała prokurator Węglarowicz-Makowska.