To byli bardzo spokojni ludzie - zeznawali w procesie w sprawie śmierci półrocznej Magdy sąsiedzi Katarzyny i Bartłomieja W. Kobieta jest oskarżona o zabójstwo swego dziecka. W poniedziałek katowicki sąd przesłuchiwał pierwszych świadków.
Pierwszy miał zeznawać Krzysztof Rutkowski. W sądzie się nie pojawił, bo wyjechał za granicę. Wyjazd miał zaplanowany wcześniej, dlatego sąd uwzględnił jego usprawiedliwienie. Rutkowski ma zeznawać na kolejnej rozprawie - 18 marca. Sąd zwolnił z obowiązku zachowania tajemnicy dziennikarskiej Roberta R. To dziennikarz łódzkiego portalu patriot24.net. Ma on mieć m.in. nagrania dotyczące Katarzyny W.
Przed jego przesłuchaniem sąd zdecydował o wyłączeniu jawności tej części procesu. Dziennikarze mogli wrócić na salę rozpraw dopiero, gdy zeznawać zaczęła sąsiadka Katarzyny W. Kobieta opisywała między innymi, kiedy po raz ostatni widziała małą Magdę. Wyszłam po drzewo i spotkałam Katarzynę, która wyciągała Magdę z wózka - mówiła. Według zeznań sąsiadki W. odwróciła dziecko twarzą do kobiety. Zarówno matka jak i dziecko uśmiechnęły się do sąsiadki. Nic więcej - jak zapewnia - nie widziała, nie słyszała.
Scharakteryzowała małżeństwo W. jako ludzi kulturalnych, spokojnych i uśmiechniętych, choć przyznała, że nie utrzymywała z nimi bliższego kontaktu. Z ich mieszkania nie słyszała żadnych niepokojących odgłosów.
Na pytania sądu odpowiadał również sąsiad pary. Mężczyzna jest konkubentem wcześniej zeznającej sąsiadki. Jak podkreślił, niewiele wie o małżeństwie W., bo rzadko ze sobą rozmawiali. Sporadycznie mówili sobie też dzień dobry. To byli bardzo spokojni ludzie" - mówił. Tylko raz z ich mieszkania słychać było odgłosy mogące świadczyć o imprezie, krótko po tym, jak się wprowadzili do kamienicy. Przyznał, że 24 stycznia ubiegłego roku przyszedł do nich mąż Katarzyny W. i powiedział, że żona jest w szpitalu, a Magda została porwana. Był zdenerwowany i zmartwiony.
Kolejną przesłuchiwaną osobą był znajomy Bartłomieja W. 24 stycznia ubiegłego roku pojechał z nim do pracy, aby zawieźć zwolnienie lekarskie. Potem przyjechał do mieszkania małżeństwa. Katarzyna W. karmiła dziecko, a on razem z Bartłomiejem siedział przed komputerem. Rozmawiali o tym, że dobrze byłoby zorganizować jakąś imprezę. Planowali również wspólne wyjście.
Katarzyna W. miała zawieźć Magdę do dziadków, a kolega Bartłomieja W. razem z nim mieli jechać do centrum handlowego. Pojechali tam samochodem. Katarzyna W. wyszła z dzieckiem i zabrała ze sobą wózek. Bartłomiej W. zasugerował, żeby jechali autem powoli, tak, żeby widzieć Katarzynę W., jak idzie ulicą.
Później Bartłomiej W. zwrócił uwagę na nieznajomego mężczyznę. Powiedział, że wygląda podejrzanie. Nie sprecyzował jednak o co mu chodzi. Świadek wysadził Bartłomieja W. przed centrum handlowym i pojechał do domu.
Potem rozmawiali jeszcze przez telefon, żeby umówić się na wieczór na spotkanie przy komputerze. Bartłomiej W. wcześniej jednak zadzwonił do niego i powiedział o porwaniu córki.
Proces ruszył dwa tygodnie temu. 23-letnia Katarzyna W. nie przyznała się do winy i odmówiła złożenia wyjaśnień. Sąd odczytywał protokoły z przesłuchań oskarżonej podczas śledztwa.
Sprawa Katarzyny W. zaczęła się 24 stycznia 2012 roku, gdy policja przekazała mediom informację o zaginięciu półrocznej dziewczynki z Sosnowca. Według relacji matki, dziecko miało zostać porwane z wózka w centrum miasta. Na początku lutego ciało dziecka znaleziono w zrujnowanym budynku w parku przy torach kolejowych w Sosnowcu.
Zdaniem prokuratury, Katarzyna W. udusiła swoją córkę, a plan zabójstwa przygotowywała co najmniej od 19 stycznia - wcześniej próbowała zatruć córkę tlenkiem węgla. 24 stycznia miała uderzyć dzieckiem o podłogę, a kiedy okazało się, że mimo to niemowlę przeżyło, dusić je przez kilka minut. Sama oskarżona twierdzi, że Magda zmarła na skutek wypadku. Według oskarżonej, dziecko wypadło jej z rąk na podłogę, gdzie zmarło po kilku nieudanych próbach nabrania powietrza.