Prezydenci i burmistrzowie polskich miast też chcieliby mieć własne pomostówki oraz specjalne emerytury. Dzięki nim po kilkunastu latach pracy, zamiast wracać do dawno niewykonywanego zawodu, mieliby wolne do końca życia. Wystarczy, że utrzymaliby się na stanowisku przez dwie lub trzy kadencje - pisze "Dziennik".
Ideę popiera Związek Miast Polskich. Chce zabezpieczyć finansowo samorządowców, którzy po zakończeniu pracy w urzędzie często zostają na lodzie. ZMP proponuje dwa rozwiązania. Jedno z nich przewiduje utworzenie specjalnego funduszu emerytalnego. Przez pierwszą kadencję składki płaciłby sam zainteresowany, potem ten obowiązek przejęłoby miasto. Po odejściu z urzędu samorządowiec dostawałby pieniądze z funduszu.
Drugi wariant, to pomostówki. Gminy wypłacałyby je swym byłym szefom do czasu osiągnięcia przez nich wieku emerytalnego. Warunek jest jeden - musieliby utrzymać się na stanowisku przynajmniej przez dwie kadencje, czyli osiem lat.
Jak pisze "Dziennik", propozycje ZMP budzą kontrowersje nawet wśród samych samorządowców. To prosta droga do patologii. Pojawią się wątpliwości, czy osobie, która walczy o fotel prezydenta lub burmistrza chodzi o pracę na rzecz miasta czy o szybką emeryturę - stwierdził wiceprzewodniczący Rady Koszalina Eugeniusz Żuber.