W efekcie przepisów projektu "apteka dla aptekarza" obecnie działające apteki nie będą zamykane, a ceny leków nie wzrosną - przekonywał wiceprezes Naczelnej Rady Aptekarskiej Marek Tomków. Zapewniał, że dzięki nowej regulacji więcej aptek będzie otwieranych na wsiach.
Poselski projekt nowelizacji Prawa farmaceutycznego od początku procedowania wzbudza wiele emocji. Jego przyjęcie rekomenduje m.in. ministerstwo zdrowia, samorząd aptekarski i niewielkie sieci aptek. Przeciw są m.in. duże sieci aptekarskie i organizacje zrzeszające przedsiębiorców.
W środę samorząd aptekarski zorganizował konferencję, na której przekonywał, że ta regulacja porządkuje rynek farmaceutyczny i przywraca aptece jej właściwą rolę - jako placówki ochrony zdrowa, a nie sklepu z lekami.
Zmiany mają dotyczyć jedynie nowo powstałych aptek. Nową aptekę mógłby otworzyć tylko farmaceuta albo spółka, której partnerami są wyłącznie farmaceuci. Jeden farmaceuta mógłby prowadzić maksymalnie cztery apteki.
Obecnie działające apteki nie będą zamykane, a ceny leków nie wzrosną - zapewniał Tomków. Przekonywał, że ok. 14,5 tys. aptek, które teraz funkcjonują, nadal będzie istnieć i ze sobą konkurować.
Zgodnie z założeniami nowelizacji apteki musiałoby dzielić przynajmniej 500 metrów, a pozwolenia na otwarcie nowej placówki będą wydawane tam, gdzie na już istniejącą aptekę przypada więcej niż 3 tys. osób. Liczba mieszkańców nie będzie miała znaczenia, jeśli odległość nowej apteki od istniejącej będzie większa niż 1000 m.
Tomków zapewnił, że nie są prawdziwe opinie, że w praktyce takie rozwiązanie uniemożliwi otwieranie nowych aptek. Wskazał, że będą one mogły być otwierane jeszcze niemal w każdej gminie w Polsce, w prawie połowie miejscowości, a także w ośmiu dzielnicach Warszawy. Ten projekt sprawi, że apteki będą otwierały się nie w centrach miast, ale również w miejscach, gdzie aptek jest zdecydowanie mniej - podkreślił.
NRA podkreśla, że obecnie młodzi farmaceuci nie otwierają nowych aptek, bo te powstają głównie w ramach sieci aptecznych. Zdaniem samorządu osłabienie wpływu dużych sieci na rynek i uniemożliwienie im otwierania nowych placówek stworzy miejsca pracy dla aptekarzy. W Polsce na jedną aptekę przypada 1,5 czynnego zawodowo farmaceuty, co - jak zaznacza NRA - nie zabezpiecza potrzeb aptek, a farmaceutów zaczyna brakować.
Obecnie dwie z trzech największych sieci aptecznych są powiązane z hurtem - hurtownie zaopatrują głównie swoje apteki sieciowe, blokując zamówienia aptek indywidualnych, zlokalizowanych na wsiach i mniejszych miasteczkach. W efekcie pacjenci muszą dojeżdżać nawet kilkadziesiąt kilometrów do aptek zlokalizowanych w dużych miastach - przekonuje NRA.
Zdaniem samorządu aptekarskiego nowe przepisy ograniczą także nieetyczne praktyki aptek. NRA podkreśla, że duże sieci apteczne stosują różne zabiegi marketingowe, nakłaniające pacjenta do kupowania większej ilości medykamentów, np. suplementów diety.
Aptekarze przekonują, że duże sieci obniżają ceny 30 popularnych leków bez recepty spośród kilkudziesięciu tysięcy preparatów, przez co pacjent nabiera przekonania, że kupił tani lek. Jednak średnia wartość paragonu mówi, co innego: w aptece sieciowej wynosi ok. 66 zł, w indywidualnej zaledwie 40 zł - przekonuje NRA.
17 stycznia sejmowa komisja zdrowia pozytywnie zaopiniowała projekt "Apteka dla aptekarza" dla komisji nadzwyczajnej ds. deregulacji. Jednak 25 stycznia komisja ds. deregulacji opowiedziała się za odrzuceniem projektu w całości.
(mal)