Po polskich przewoźnikach na ogromne bariery w Rosji natrafiają teraz nasi sadownicy i ogrodnicy. Tamtejszy nadzór fitosanitarny wprowadza obostrzenia, które mogą całkowicie zablokować eksport owoców i warzyw z naszego kraju na Wschód. A w grę wchodzą miliardy euro, bo do Rosji trafia połowa całego polskiego eksportu warzyw i owoców.
Rosjanie próbują rugować Polaków z rynku, wykorzystując - jak mówią sami sadownicy - znany już sprzed lat mechanizm - chodzi o embargo na polskie mięso. I tak: kwestionują jakość warzyw i owoców twierdząc, że przekraczane są normy użycia środków chemicznych.
Jednocześnie rosyjski resort rolnictwa zażądał, by importowane jabłka badać w partiach po 25 ton, a nie jak do tej pory po 200-300 ton. A to właściwie oznacza paraliż eksportu. Tym bardziej że rosyjski nadzór fitosanitarny wycofał 7 z 10 polskim laboratoriom uprawnienia do certyfikowania eksportowanych do Rosji produktów. Sadownicy nie mają więc problem z uzyskaniem w Polsce niezbędnych dokumentów.
Co więcej, w Rosji honorowany jest nowy dokument wydawany przez nieznane, tajemnicze prywatne stowarzyszenie. Tyle tylko że ten certyfikat kosztuje 300 euro za tira, a sadownicy wysyłają setki ciężarówek dziennie . Eksport w ten sposób przestaje się opłacać.