Ministerstwo Zdrowia jest kompletnie nieprzygotowane do wprowadzenia nowych przepisów o refundacji leków. Wciąż nie zaczęły się negocjacje w sprawie cen, które miałyby obowiązywać od stycznia.
W przyszłym roku ceny leków będą sztywne, ale nie wiadomo, jak wysokie. Ministerstwo dopiero w listopadzie zamierza zacząć rozmowy w sprawie 3 600 produktów - marne szanse, by w tak krótkim czasie udało się wynegocjować korzystne dla pacjentów ceny. A negocjacje to dopiero początek drogi.
Potem musi powstać per produkt i per dawka konkretna decyzja administracyjna, która następnie musi być przekuta do obwieszczenia, to wszystko się musi wydarzyć maksymalnie do połowy grudnia, żeby wszystkie te decyzje były już ostateczne w styczniu. To jest już ostatnia chwila, by mówić o wykonalności tego projektu, choć moim zdaniem jest on już niewykonalny - mówi specjalistka od prawa farmaceutycznego Paulina Kieszkowska-Knapik.
Gdy nowa ustawa wejdzie w życie zdrożeją głównie leki nowej generacji - nawet z kilku do ponad 100 złotych. Dopłata do leku będzie ustalana urzędowo i taka sama w każdej aptece. Nie ma co liczyć na promocję, bo promocje od stycznia będą zabronione. Producenci insuliny nie będą mogli nawet zaoferować klientom bezpłatnych igieł.
Pacjenci będą musieli więc albo więcej zapłacić, albo poprosić lekarza o zmianę terapii. I tu pojawia się kolejny kłopot. Niektóre lekarstwa nowej generacji nie mają tańszych zamienników, a aptekarz sam nie może wydać pacjentowi leku o podobnym działaniu, ale innej substancji czynnej. Zmiana terapii, szczególnie u pacjentów przewlekle chorych wymaga czasu, często kuracji nie można zmienić ot tak. W przypadku chorych po przeszczepach czy też osób z ciężkimi zaburzeniami psychicznymi zdarza się nawet, że konkretnego leku nie może zastąpić inny o identycznej substancji czynnej.
Ponieważ nic jeszcze nie jest gotowe, eksperci domagają się by przesunąć termin wprowadzenia ustawy. To jednak wymaga nowelizacji w parlamencie. A Sejm na razie nie pracuje.