Resort sprawiedliwości oficjalnie odmówił przyjęcia dymisji prezes Sądu Okręgowego w Warszawie. Joanna Bitner złożyła rezygnację z powodu braku poparcia ponad 2/3 sędziów i braku zaufania do powołanego przez ministra jednego z jej zastępców. Jak ustalił nasz dziennikarz, wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak podpisał dziś zarządzenie informujące prezes Bitner o nieprzyjęciu jej dymisji.
Joanna Bitner, kierująca Sądem Okręgowym w Warszawie złożyła w ub. tygodniu kolejną rezygnację. Resort sprawiedliwości odmówił jednak jej przyjęcia. Wygląda więc na to, że sędzia Bitner będzie musiała kierować największym sądem w kraju, mimo braku poparcia sędziów i konfliktu ze swoim zastępcą.
Zarządzenie o poinformowaniu prezes Bitner, że jej dymisja nie została przyjęta podpisał dziś wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak. Pani prezes złożyła drugą już rezygnację po tym, jak samorząd sędziowski odmówił przyjęcia sprawozdania z jej rocznej działalności stosunkiem głosów 102 do 44.
Wcześniejsza, listopadowa dymisja, na którą resort nie odpowiedział, wynikała z braku możliwości współpracy z powołanym przez ministra wiceprezesem SO do spraw karnych, Dariuszem Drajewiczem. Drajewicz jest sędzią sądu rejonowego, oddelegowanym do pracy w Sądzie Okręgowym oraz Apelacyjnym, a także - dzięki głosom polityków PiS - członkiem i wiceprzewodniczącym Krajowej Rady Sądownictwa.
Większość sędziów, podobnie jak pani prezes, negatywnie ocenia urzędowanie Drajewicza w Sądzie Okręgowym. Zbyt wiele pełnionych ról nie pozwala mu na należyte sprawowanie funkcji wiceprezesa ds. karnych w największym sądzie w kraju. Joanna Bitner zaś poza złą oceną jego pracy nie ma do niego także zaufania.
Prezes Joanna Bitner zostaje więc zmuszona do kierowania sądem wbrew własnej woli, przy negatywnej opinii zdecydowanej większości sędziów i mając narzuconego przez resort zastępcę, który jest "nie do ruszenia", choć nie ma z niego większego pożytku.
W samym SO w Warszawie i należących do okręgu sądach rejonowych pracuje blisko tysiąc sędziów. Warto rozważyć, w jaki sposób na ich pracy odbije się tak niecodzienna sytuacja.
Wygląda na to, że taka jest właśnie intencja Ministerstwa Sprawiedliwości. Należy jednak zwrócić uwagę na rozróżnienie - zarządzenie wiceministra o poinformowaniu prezes Bitner nie musi wcale oznaczać formalnego stwierdzenia ministra, że dymisji nie przyjęto. Tym bardziej, że ustawa o ustroju sądów powszechnych w art. 27 par. 6. wprost mówi, że w przypadku złożenia rezygnacji przez prezesa sądu w trakcie trwającej kadencji minister go po prostu odwołuje.
Skoro jednak resort pisze, że dymisja nie została przyjęta, Joanna Bitner może albo o nią walczyć, powołując się na ten jasny przepis, albo uznać "informację" resortu i właśnie pełnić funkcję wbrew swojej woli.
Żaden z sędziów, z którymi rozmawialiśmy nie przypomina sobie podobnej sytuacji: jeśli ktoś chce odejść z funkcji nie da się go zatrzymać. Tak mnie uczyli - stwierdza jeden z nich, po czym po namyśle sędzia dodaje - może w tych czasach to już nieaktualne?