Najpierw rozlewisko, potem mulda, wreszcie elementy podziemnych konstrukcji - takie przeszkody będą mieć jeszcze do pokonania ratownicy w kopalni Mysłowice-Wesoła. Zaczął się ósmy dzień poszukiwań zaginionego po wybuchu metanu górnika.

W nocy ratowników kilka razy wycofywano. Przed godz. 6 znowu ruszyli do akcji. Powodem wycofywania ratowników było ciśnienie atmosferyczne. Na powierzchni, kiedy spada, a tak było właśnie wczoraj, pod ziemią rosną stężenia niebezpiecznych gazów, tzw. zrobów. Zroby zachowują się w ten właśnie sposób, że kiedy spada ciśnienie atmosferyczne, te gazy, które są tam na końcu ściśnięte, zaczynają wychodzić do wyrobisk, w których jest obieg powietrza i z tym powietrzem przedostają się do tego wyrobiska, w którym są ratownicy - mówi kierownik działu energomechanicznego w kopalni Grzegorz Standziak. Na szczęście specjalne urządzenia od razu wychwytują takie zagrożenie. W tej chwili do przeszukania ratownicy mają około 170 metrów.

Wczoraj ratownicy podjęli pierwszą próbę usuwania blokującego ratownikom drogę rozlewiska - szacunkowo ok. 700 m sześc. wody. Po ok. dwóch godzinach musieli przerwać pracę. We wtorek rano mieli już przetransportowane w rejon rozlewiska trzy z czterech zaplanowanych pomp. Czas na wypompowanie wody z przeszkody nadal szacowali na ok. 10 godzin.

Wycofując się przy niekorzystnej atmosferze, ratownicy nie mogą np. pozostawić pracujących pomp. Choć to urządzenia mogące pracować w sytuacji zagrożenia metanowego, nie mogą pozostawać włączone po usunięciu znajdującej się w ich zasięgu wody. Praca tej pompy bez wody nie jest normalna, nie chcemy doprowadzić do jakiegoś nieszczęścia - wskazał Standziak. 

Akcja poszukiwawcza prowadzona w bardzo trudnych warunkach

Po usunięciu rozlewiska ratownicy mają znów ruszyć w kierunku zaginionego, do którego brakować im może ok. 170 metrów. Za rozlewiskiem może znajdować się jeszcze jedna mulda, jednak - według prowadzących akcję - jest szansa, że nie została zalana. Nie wiadomo też na razie, jaka jest sytuacja na ostatnim odcinku drogi. Zabudowana była tam tzw. strefa zabezpieczająca ścianę ze względu na zagrożenie tąpaniowe. Przejście może być utrudnione przez uszkodzone elementy.

Ratownicy pod ziemią mogą pracować tylko w aparatach tlenowych. Choć atmosfera nie nadaje się do oddychania, ostatnio nie zbliżała się, jak zdarzało się to w poprzednich dniach, do wartości oznaczających zagrożenie wybuchem. Posuwając się w chodniku ratownicy budowali lutniociąg mogący dostarczać świeże powietrze, a także linię chromatograficzną, za pomocą której można cały czas badać skład atmosfery kopalnianej.

W poniedziałek wieczorem minął tydzień od katastrofy w mysłowickiej kopalni. Na poziomie 665 m doszło prawdopodobnie do zapalenia bądź wybuchu metanu. W strefie zagrożenia znajdowało się wówczas 37 górników. 36 wyjechało na powierzchnię, 31 trafiło do szpitali. Jednego z górników, 42-letniego kombajnisty, dotąd nie odnaleziono.

Wczoraj zmarł jeden z górników leczonych w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. W placówce przebywa wciąż 23 mężczyzn - 6 na oddziale intensywnej terapii. Stan dwóch z nich jest krytyczny. Czterech innych pacjentów nadal było w stanie "bardzo ciężkim, z niewielką tendencją do stabilizacji". Stan pozostałych 17 górników leczonych w oddziałach chirurgii CLO był stabilny, a ich życiu nie zagrażało niebezpieczeństwo.

(mpw)