Co najmniej 500 godzin powinien spędzić za sterami samolotu wojskowego pilot, by uważać się za profesjonalistę. Tymczasem lotnik w polskiej armii może na to poświęcić zaledwie 25 minut tygodniowo. W tej sytuacji na pełne wyszkolenie potrzeba aż 22 lat. Tak wynika ze skargi jednego z pilotów z gdyńskiej brygady lotnictwa Marynarki Wojennej, którą wysłał do posła Ludwika Dorna.
Kolega ofiar wczorajszej katastrofy samolotu Bryza w Gdyni, pilot Sebastian Bąbel, z którym rozmawiał reporter RMF FM, nie chciał się oficjalnie wypowiedzieć na temat braku benzyny do samolotów. Na pytanie Wojciecha Jankowskiego, ile czasu trzeba, żeby młody pilot mógł wylatać 500 godzin, odparł: Ciężko powiedzieć. To są wszelkiego rodzaju ograniczenia, które narzuca program szkolenia oraz możliwości państwa w zapewnieniu tego nalotu. Jak inaczej zrozumieć tę wypowiedź? Jednostki lotnicze nie mają na paliwo i piloci – choć nie wprost – potwierdzają to.
Poseł sejmowej komisji obrony Ludwik Dorn ujawnił w Kontrwywiadzie RMF FM, że otrzymał niepotwierdzone dane, iż podejrzenie poważnej usterki silnika miało już wcześniej uziemić Bryzy na trzy miesiące. Były marszałek Sejmu zapowiedział, że przyjrzy się bliżej tej sprawie. Jak dowiedział się Wojciech Jankowski, były dwa przypadki przerwania lotów ze względów technicznych. Uziemienie Bryz nie trwało jednak trzy miesiące. To było kilka dni - stwierdził kapitan Czesław Cichy z brygady lotniczej Marynarki Wojennej. Posłuchaj:
Sejmowa komisja obrony wystąpi z wnioskiem do szefa MON o drobiazgową analizę szkolenia pilotów. Błędy nie biorą się bowiem ze złej woli pilotów, a z braków w wyszkoleniu. Jak się lata rocznie tylko kilkadziesiąt godzin, to pewne nawyki mogą się nie utrwalić. Mamy poważne kłopoty ze środkami dla wojska. Odbija się to bez wątpienia na możliwościach szkoleniowych - stwierdził przewodniczacy sejmowej komisji obrony Janusz Zemke. Zaznaczył, że więcej żołnierzy ginie podczas lotów w kraju niż na misjach wojennych. Poseł Lewicy nie przesądził o przyczynach katastrofy Bryzy.
Wadliwa technika lub błąd człowieka były przyczynami katastrofy samolotu Bryza, który rozbił się wczoraj w Gdyni – stwierdził minister obrony narodowej. Bogdan Klich potwierdził, że był to lot treningowy, podczas którego załoga wykonywała ćwiczenie podchodzenia do lądowania z jednym wyłączonym silnikiem, a zatem przygotowywała się na najgorsze. Podkreślił, że cały dramat polega na tym, iż podczas przygotowywania się do takiego zdarzenia - samolot spadł, rozbił się i stanął w płomieniach.
Samolot był dobrym samolotem, to była 12-letnia Bryza. Takie maszyny z fabryki w Mielcu są na wyposażeniu Marynarki Wojennej i Sił Powietrznych - mówił minister obrony narodowej, który po tragedii podjął decyzję o wstrzymaniu lotów na samolotach Bryza. Klich wyraził również kondolencje dla najbliższych ofiar. Zapewnił także, że rodziny czterech członków załogi zostaną objęte należytą opieką resortu. Minister obrony podkreślił podczas wizyty w jednostce w Babich Dołach, że piloci mieli długoletnie doświadczenie. Cóż można powiedzieć, zabrakło im żołnierskiego szczęścia - powiedział.
We wszystkich jednostkach polskiego wojska ogłoszono żałobę. Rozkazem szefa Sztabu Generalnego, flagi i bandery mają być opuszczone do połowy masztu. Okoliczności tragedii wyjaśniają Prokuratura Wojskowa i Komisja Badania Wypadków Lotniczych.