Jako poseł będę sprawdzał, dlaczego przez trzy miesiące zostały wstrzymane loty samolotów typu Bryza w siłach powietrznych. Otrzymałem takie niepotwierdzone informacje, że chodziło o poważną usterkę silnika. To silniki starego typu - mówił w Kontrwywiadzie RMF FM poseł sejmowej komisji obrony Ludwik Dorn.
Konrad Piasecki: Przed rokiem Casa - dwadzieścia ofiar, przed miesiącem śmigłowiec – ginie pilot, wczoraj Bryza – nie żyje czterech oficerów. Panie marszałku, czy naszą flotę powietrzną zaczął prześladować jakiś straszliwy pech?
Ludwik Dorn: Ja przede wszystkim chciałbym złożyć kondolencje, wyrazy współczucia, najbliższym pilotów, którzy zginęli i przytoczyć po prostu trzy świadectwa, których nie będę komentował, bo to nie jest czas, które - jak sądzę – pokazują o co chodzi. Świadectwo pierwsze to jest list dorosłego dziecka wysokiego oficera, który zginął w katastrofie Casy, napisany do mnie po artykule w „Rzeczpospolitej”, gdzie mówiłem o stanie zapaści w Siłach Zbrojnych. Ta osoba pisze tak: „W rzeczywistości pisze pan o wszystkim tym, czego obawiał się mój ojciec, a co przewidywał już dawno temu mówiąc, że siły powietrzne, w których służył do dnia swojej śmierci, ulegają powolnemu rozkładowi. Ważniejsze było organizowanie rautów, bankietów i innych okoliczności sprzyjających lansowaniu się dowódców, niż uczciwe, systematyczne szkolenie bez wikłania w latanie polityki i autopromocji panów generałów”. Drugie świadectwo to list lotnika z jednostki powietrznej Marynarki Wojennej, który opisywał, jak to na papierze jest wszystko w porządku, a zmniejsza się nalot szkoleniowy.
Konrad Piasecki: Ale z tej jednostki, w której wczoraj doszło do katastrofy?
Ludwik Dorn: Tak.
Konrad Piasecki: Czyli to może być jedna z ofiar tej katastrofy?
Ludwik Dorn: Tak. Mam nadzieję, że mój korespondent – jeszcze nie znam nazwisk – jest wśród żywych. Pisze ten żołnierz: „Zdecydowałem się napisać do pana posła, ponieważ chciałbym ukazać trwający od lat dramat lotnictwa Marynarki Wojennej. Gdyby te plany podzielić na tygodnie – plany nalotów, które są faktycznie obcinane, okazałoby się, że mamy latać około 25 minut tygodniowo. W takim wymiarze to strach nawet jeździć samochodem. To nie tylko zagraża życiu i zdrowiu, ale także uniemożliwia jakiekolwiek działania operacyjne, a zaprzestanie szkolenia pilotów wydłuża ten i tak bardzo długi proces. Obawiamy się, że te oszczędności, choć w Marynarce Wojennej od wielu lat w tej mierze nic się nie zmienia, mogą mieć tragiczne skutki”. Ten list przyszedł do mnie jakieś półtora miesiąca temu.
Konrad Piasecki: Te małe ilości lotów, czy nalotów – używając żargonu wojskowego, były spowodowane oszczędnościami na paliwie, częściach zamiennych? Co było powodem tego ograniczenia?
Ludwik Dorn: Jeżeli chodzi o rok 2008 i lata wcześniejsze to nie wiem. Tutaj mój korespondent – mam nadzieję, że jest wśród żywych – stawia tezę, że chodziło o oszczędności podwójne – i na paliwie, ale także na bieżącym i przyszłym budżecie. Mianowicie ci piloci, którzy nie wylatają nalotu 40 godzin, nie otrzymują dodatku do swojego uposażenia, czyli budżet oszczędza. I świadectwo trzecie – to jest notatka służbowa dowództwa Sił Powietrznych. To wprawdzie nie Marynarka Wojenna, ale jeśli chodzi o siły powietrzne wszystkich trzech rodzajów wojsk, sytuacja jest podobna. Notatka dowódcy szkolenia Sił Powietrznych dla dowódcy Sił Powietrznych: „W ocenie pionu szkolenia na koniec 2008 r. personel latający żadnej z jednostek nie był wyszkolony na właściwym poziomie”. Podane są różne przyczyny tego stanu rzeczy, wśród nich taka: „Wstrzymanie od wykonywania lotów przez okres ponad trzech miesięcy samolotów M29B/PT - czyli Bryz właśnie tego typu jak samolot, który uległ katastrofie – w Siłach Powietrznych”.
Konrad Piasecki: Czyli Bryzy były przez trzy miesiące uziemione? To było spowodowane jakąś katastrofą? Nie, nie było żadnej katastrofy. A zatem jakąś usterką techniczną?
Ludwik Dorn: Katastrofy nie było. Ja w trybie nieformalnym – sądzę, że jako poseł będę to sprawdzał – otrzymałem takie niepotwierdzone informacje, że chodziło o podejrzenie poważnej usterki, jeśli chodzi o silniki. To są silniki starego typu.
Konrad Piasecki: Zdaje się, że wczoraj zawiódł właśnie silnik.
Ludwik Dorn: Nie wiem. Ja nie chcę się wypowiadać przed orzeczeniem Komisji. I następnie pan szef szkolenia pisze, że te limity na paliwo, które przyznano na ten rok, są poniżej jakiegokolwiek minimum. Nie zapewniają tak zwanego podtrzymania nawyków i dopuszczenia do lotów. I stwierdza: „Reasumując, po uwzględnieniu minimalnych potrzeb nalotu szkoleniowego i usługowego w 2009 roku, znając limit paliwa w wysokości ponad 22 tysięcy ton, do zabezpieczenia proponowanego planu w ilości 38 tysięcy ton występuje deficyt ponad 15 tysięcy ton paliwa. Podkreślam, że jest to absolutne minimum na 2009 rok".
Konrad Piasecki: Pozostawmy w takim razie te świadectwa bez komentarza. Spójrzmy przez ostatnie półtorej minuty rozmowy na politykę. Sądzi pan, że gniew premiera na Instytut Pamięci Narodowej to jest rzeczywista wściekłość czy jakiś teatr polityczny.
Ludwik Dorn: Ja sądzę, że jest to teatr polityczny i jest to teatr polityczny bardzo złej jakości i bardzo niedobry. Wszystko to się dzieje z okazji książki młodego człowieka, pana Zyzaka. Książki – z tego, co wiem – rzeczywiście nie na poziomie. Tylko ja powiem tak: w normalnych krajach o żyjących osobach ukazują się dziesiątki biografii plotkarskich, przekłamanych i zelżywych i nikt z tego powodu nie atakuje istotnych instytucji archiwalnych.
Konrad Piasecki: Ale czy ten teatr jest do czegoś potrzebny? Czy nie jest tak, że to jest dobry powód, pretekst do tego, żeby zmienić ustawę o Instytucie Pamięci Narodowej, żeby zmienić prezesa, zmienić Kolegium, czyli zmienić właściwie wszystko w IPN-ie?
Ludwik Dorn: Ja sądzę, że ten teatr pan premier Tusk odgrywa z tego powodu, by mocniej związać ze sobą siły postkomunistyczne, ubecki, betonowy elektorat SLD.
Konrad Piasecki: Naprawdę pan tak uważa?
Ludwik Dorn: Tak, naprawdę tak uważam. Pan premier Tusk jest człowiekiem, powiedzmy, pragmatycznym, ponad jakiekolwiek zasady.
Konrad Piasecki: No ale jednocześnie jest człowiekiem „Solidarności”, jest człowiekiem podziemia, człowiekiem, który wycierpiał z powodu walki z komuną.
Ludwik Dorn: Tak i ja temu nie zaprzeczam. Tylko ludzie się zmieniają – czasami na gorsze.
Konrad Piasecki: Myśli pan, że to jest casus Donalda Tuska?
Ludwik Dorn: W tej sferze tak.
Konrad Piasecki: Ale to jest pod wybory prezydenckie? Aż taki cynizm?
Ludwik Dorn: Ja w swoim czasie czytałem taki branżowy miesięcznik dla doradców wyborczych w Ameryce i tam było takie jedno zdanie, ogłoszenie: „Są rzeczy bardzo ważne: zatrucie środowiska, kryzys. Są rzeczy najważniejsze: zagrożenie wojną jądrową. I jest jedna rzecz naprawdę ważna: zostać ponownie wybranym”.
Konrad Piasecki: I jeszcze ostatnie pytanie: złoży pan wniosek o wotum nieufności dla ministra środowiska? Pan zapowiadał, że przygotuje ten wniosek.
Ludwik Dorn: Tak, ja już ten wniosek mam przygotowany, dzisiaj i jutro będę zbierał podpisy przede wszystkim w klubie Prawa i Sprawiedliwości. To już zależy od moich koleżanek i kolegów, czy bardziej się będą bali pana Kaczyńskiego, czy jednak poprą tę inicjatywę, która i dla państwa, i dla partii przyniesie korzyści.