Tomasz M., odsiadujący wyrok dożywotniego więzienia za zabójstwo, przyznał się do kolejnej zbrodni, o którą organa ścigania nawet go nie podejrzewały. Jak wyjaśnił, miał wyrzuty sumienia. Przed Sądem Okręgowym w Opolu ruszył jego proces.

Tomasz M. przyznał się do zabójstwa Andrzeja J. Do zbrodni miało dojść w Wigilię 2008 roku. Napisałem list do prokuratury, ponieważ mam wyrzuty sumienia z powodu tamtej zbrodni. Chciałbym się oczyścić. Teraz w więzieniu chodzę na spotkania religijne - powiedział podczas rozprawy, na którą został doprowadzony z rękami i nogami skutymi łańcuchami.

Andrzej J. mieszkał w tej samej klatce schodowej co Tomasz M. Jego zwłoki znaleziono w grudniu 2008 roku. Początkowo biegli uznali, że mężczyzna zmarł na skutek silnego zatrucia alkoholowego - stwierdzono u niego bowiem 4 promile alkoholu w organizmie. Śledztwa nie kontynuowano. Dopiero po liście Tomasza M. prokuratura ponownie wszczęła śledztwo w tej sprawie.

Zgodnie z jej ustaleniami, do zabójstwa doszło po pogrzebie ojca Tomasza M. Mężczyzna był przygnębiony, pił wódkę - najpierw sam, a potem przyłączył się do niego Andrzej J. W trakcie picia Andrzej J. miał się źle wyrazić o ojcu oskarżonego. To był impuls. Zerwałem się z fotela i zacząłem go dusić. Dusiłem go, by go zabić - wyjaśniał w śledztwie Tomasz M. W poniedziałek w sądzie odczytano te wyjaśnienia. Teraz żałuję, że to się stało. Mogłem tego nie robić. To wszystko przez alkohol. Mogłem się leczyć. Jakbym się na to zdecydował, to by do tego nie doszło - mówił. Tomasz M. położył ofiarę na tapczanie i wyszedł z mieszkania.

Prokuratura Rejonowa w Nysie zarzuciła Tomaszowi M., że "działał z zamiarem bezpośrednim", czyli, że chciał zabić mężczyznę. Za zabójstwo grozi mu kara od 8 lat pozbawienia wolności - dodatkowo, do dożywocia. 33-latek z Grodkowa w lipcu 2010 r. został bowiem skazany za zabójstwo Marka M. Razem z bratem Ryszardem (skazany na 25 lat więzienia) skatowali mężczyznę i zrabowali mu buty warte 200 zł.

(s.)