17 stycznia 1945 roku rozpoczął się marsz śmierci z Auschwitz. Wśród więźniów, którzy przeżyli tę brutalną formę „ewakuacji" znalazła się Zofia Posmysz. Ponad 70 lat po wojnie postanowiła po raz pierwszy opowiedzieć całą swoją historię. „Wyruszyłyśmy w ciemnościach, choć strażnicy mieli latarki. Ale one specjalnego światła nie dawały. Kilka moich znajomych zaryzykowało: koleżanka z Wadowic miała niedaleko, uciekła. Udało się jej. Strażnik co dziesięć metrów, może dlatego” – relacjonowała w rozmowie z Michałem Wójcikiem, która wkrótce ukaże się w książce „Królestwo za mgłą”.

Z samego rana oznajmiono nam, że tego dnia opuszczamy obóz. Mamy się na własną rękę zaopatrzyć w ciepłe rzeczy, w jedzenie. Zrobiło się zamieszanie, więźniarki obległy magazyny z odzieżą, ruszyły także na magazyny z żywnością. Ja również wyszłam i przed Blockführerstube zobaczyłam ogień. Podeszłam bliżej. Pali się ognisko, wielki stos. Esesmani wynoszą skoroszyty (...). Ten stos płonie, dokumenty znikają - opisywała Posmysz.

Z obozów Auschwitz I i Auschwitz II-Birkenau wyruszyło około 56 tysięcy osób. Aż 15 tysięcy więźniów tego marszu nie przeżyło. Ja tej skali, tego ogromu nie ogarniałam - przyznała Posmysz. Gdy doszłyśmy do Pszczyny, nad naszymi głowami pokazały się radzieckie samoloty. Leżałyśmy przy pałacowym murze. Pamiętam, że bałyśmy się, aby piloci nie pomylili naszej kolumny więźniów z kolumną wojska. I żeby nam bomb nie zrzucili na głowy. Było potwornie zimno, osiemnaście stopni mrozu. Doszłyśmy do jakiejś stodoły, ale jak i kto rozdzielał miejsca do spania dla tych tysięcy osób - nie wiem. Skąd my wiedziałyśmy, że idziemy do Ravensbrück - też nie mam pojęcia. Ja w każdym razie liczyłam na to, że Armia Czerwona zajdzie nam drogę i nigdzie nie dojdziemy. Taka była nadzieja. Ale tak się nie stało - relacjonowała.

Po trzech dniach doszłyśmy do stacji Wodzisław, wówczas Leslau. Załadowali nas do pociągu, na wagony otwarte. Bez dachu. Towarowe. Dojechałyśmy w ten sposób do Ravensbrück. Nie wszystkie dojechały żywe, różnie było. Ale na pewnej stacji po drodze, na terenie Niemiec, doszło do charakterystycznego zdarzenia. Jedna z dziewcząt zaczęła krzyczeć: Wody, wody, wody! Miałyśmy wielkie pragnienie, choć mróz był niemiłosierny. Byłam blisko krawędzi platformy. Zobaczyłam niemieckiego kolejarza. Podszedł do naszego strażnika, postena, i krzyknął: Dajcie im pić! Ten mu coś odburknął, że wody nie ma i nie będzie. Kolejarz jeszcze bardziej się zdenerwował: Mordujecie ludzi, a cały naród będzie za to odpowiadał! To było zdumiewające, ale i budujące. Pewnie przemawiał przez niego strach, jednak być może też obudziło się w nim sumienie - stwierdziła bohaterka "Królestwa za mgłą". 


Zofia Posmysz to więźniarka Auschwitz, Ravensbrück i Neustadt-Glewe. Przeżyła eksperymenty medyczne i marsz śmierci. Po wojnie była dziennikarką Polskiego Radia, autorką słuchowiska "W Jezioranach". Swoje obozowe doświadczenie zamieniła w literaturę najwyższej próby. Jej szokującą "Pasażerkę" sfilmował Andrzej Munk.

(mn)