W środę może dojść do przełomu w sprawie czeskich kontroli polskiego mięsa wołowego. Czeski minister rolnictwa Miroslav Toman będzie rozmawiał w Brukseli na ten temat z komisarzem ds. zdrowia i bezpieczeństwa żywności Vytenis Andrukaitis.
Czeski minister nie zgadza się z Komisją Europejską, która twierdzi, że kontrole są nielegalne. Wysłał już odpowiedź na list komisarza z 25 lutego, w którym komisarz zwrócił uwagę, że wprowadzony obowiązek, by czescy operatorzy handlowi dostarczali certyfikaty o bezpieczeństwie polskiego mięsa - jest niezgodny z unijnym prawem.
Czeskie służby weterynaryjne mogą prowadzić kontrole, ale nie można tym obowiązkiem obarczać firm - powiedziała mi rzeczniczka KE Anca Paduraru.
Komisja groziła Pradze głosowaniem w tej sprawie na unijnym komitecie ds. bezpieczeństwa żywności, w którym biorą udział państwa członkowskie.
Próbki mięsa importowanego z Polski, zostały pobrane w chłodni w środkowych Czechach. Wyniki badań potwierdziły obecność w nich bakterii salmonelli.
W związku z tym czeski minister rolnictwa Miroslav Toman wprowadził nadzwyczajną kontrolę całego mięsa wołowego z Polski. Decyzję uzasadnił stwierdzeniem bakterii salmonelli w 700-kilogramowej partii mięsa. To kolejny problem polskich eksporterów wołowiny.
Po ujawnieniu przez "Superwizjer" TVN informacji o uboju chorych krów w rzeźni na Mazowszu, sprawą zajęła się Komisja Europejska. Niektóre kraje wprowadziły także tymczasowe embargo na wołowinę z Polski.