Rok po zmianie przepisów ministerstwo zdrowia chce wyrzucić palarnie z firm i lokali - pisze "Gazeta Wyborcza". "Skoro społeczeństwo zaakceptowało ograniczenia, możemy wprowadzać dalsze" - zapowiedział wiceminister zdrowia Adam Fronczak. "Chcemy, by palarnie zniknęły z lokali i z zakładów pracy" - dodaje.
Wiceminister Fronczak zapowiedział też, że chce, by na opakowaniach papierosów pojawiły się drastyczne obrazki przedstawiające skutki palenia. Być może jednak Komisja Europejska pójdzie jeszcze dalej: w Brukseli toczy się dyskusja o zmianie dyrektywy o wyrobach tytoniowych. Rozważa się m.in., żeby z opakowań zniknęło logo tytoniowych marek.
Po zaostrzeniu rok temu przepisów ponad milion Polaków rzuciło palenie - wynika z badań Centrum Onkologii. Według badań TNS OBOP dla Centrum Onkologii większość lokali podporządkowało się zakazowi. Większość - 62 proc. Polaków - chce, by palenie było całkowicie zabronione w miejscach publicznych.
Według przepisów, które weszły w życie rok temu, w Polsce zabrania się palenia w pubach, klubach i restauracjach. Ale w każdym lokalu można założyć palarnię. Do tego, jeśli lokal ma dwa pomieszczenia, jedno może być z popielniczkami, pod warunkiem, że jest wentylowane i ma szczelne drzwi.
Zakaz palenia obowiązuje też na placach zabaw, plażach, przystankach, w środkach transportu publicznego (w tym w samochodach służbowych). Zniknęły wagony dla palaczy w pociągach. Palarni nie można wydzielać w szpitalach, szkołach i przedszkolach, ale na uczelniach - już tak. Są też dopuszczone na dworcach i na lotniskach.
Tytoń pali blisko 10 mln Polaków. Ponad 40 tys. rocznie umiera z tego powodu przedwcześnie (35-69 lat).