Były bezrobotny nie musi zwracać dofinansowania, dzięki któremu otworzył salon optyczny - uznał Sąd Okręgowy w Olsztynie. Zwrotu pieniędzy żądał urząd pracy, bo mężczyzna 16 lat wcześniej zarejestrował działalność gospodarczą, której nigdy nie podjął.
Marek Płaksa, który zgodził się na publikację nazwiska, dostał w 2014 r. ponad 21 tys. zł na podjęcie działalności gospodarczej, dzięki czemu otworzył salon optyczny. Gdy starał się w urzędzie pracy o środki z programu operacyjnego Kapitał Ludzki podpisał oświadczenie, że w ciągu 12 miesięcy przed złożeniem wniosku nie posiadał wpisu do Centralnej Ewidencji Działalności Gospodarczej, co jest jednym z warunków uzyskania przez bezrobotnego pomocy finansowej w ramach promocji zatrudnienia.
Jednak - jak mówi - nie pamiętał, że 16 lat wcześniej zarejestrował działalność gospodarczą, której nigdy nie podjął. Z tego powodu Miejski Urząd Pracy w Olsztynie - rozliczając przyznane dofinansowanie - uznał, że wnioskodawca złożył nieprawdziwe oświadczenie, wypowiedział umowę i wytoczył mu sprawę o zwrot pieniędzy. Spełnienie tego żądania - jak przyznał w rozmowie z Polską Agencją Prasową zainteresowany - w praktyce oznaczałoby dla niego konieczność zamknięcia działającej od dwóch lat firmy i ponowne bezrobocie.
W maju ub. roku Sąd Rejonowy w Olsztynie uznał, że urzędnicy właściwie zinterpretowali przepisy i nakazał przedsiębiorcy zwrot całej dotacji wraz z odsetkami i kosztami procesu. Jak napisano w wyroku, pozwany "może mieć pretensje tylko i wyłącznie do siebie, ponieważ to w wyniku jego zaniedbań od 1998 r. w ewidencji znajdował się wpis o działalności, której nie podjął".
Przedsiębiorca złożył apelację, którą w czwartek rozpoznawał olsztyński sąd okręgowy. Do postępowania apelacyjnego przed sądem przystąpił Rzecznik Praw Obywatelskich, który uzasadnił to tym, że przepisy prawa i zawarta umowa "nie mogą być interpretowane niezależnie od ich celu oraz zasad współżycia społecznego".
W ocenie RPO celem przepisów regulujących umowę o dofinansowanie jest uniknięcie nieuczciwych wnioskodawców. Oświadczenie jest składane po to, aby uniknąć sytuacji, w której osoba prowadząca działalność gospodarczą likwiduje ją, aby otrzymać dofinansowanie. Dlatego - zdaniem RPO - można przyjąć, że w takim oświadczeniu chodzi o kwestię prowadzenia działalności gospodarczej w ciągu roku przed wnioskiem o dofinansowanie, a nie o sam wpis.
Według RPO olsztyński przedsiębiorca "działał w zaufaniu do organów państwa", które konsekwentnie traktowały go jako osobę nie posiadającą wpisu w ewidencji działalności gospodarczej - zarejestrowały go jako bezrobotnego, pozytywnie rozpatrzyły jego wniosek o dofinansowanie, a następnie zawarły z nim umowę o dofinansowanie i zarejestrowały (kolejną) działalność gospodarczą w CEIDG.
Jak podkreślono w stanowisku wydanym przez RPO, zgodnie z przepisami to na organach administracji spoczywa obowiązek czuwania, aby obywatel nie poniósł szkody z powodu nieznajomości prawa i to organy podejmują wszystkie czynności niezbędne do wyjaśnienia stanu faktycznego.
Przyjęcie literalnej wykładni przepisów, z pominięciem ich celu i bez uwzględnienia zasad współżycia społecznego prowadzić może do wyroku niesprawiedliwego społecznie i niekorzystnego dla państwa - do dezaktywizacji osoby bezrobotnej z powodzeniem prowadzącej działalność gospodarczą dzięki otrzymanemu dofinansowaniu - oceniła Zuzanna Rudzińska-Bluszcz, która reprezentowała Biuro RPO przed sądem.
Wcześniej interwencje w sprawie olsztyńskiego przedsiębiorcy podejmowała też senator Lidia Staroń, która m.in. zwróciła się na początku tego roku do Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej o zajęcie stanowiska, co do interpretacji przepisów i polecanej praktyki ich stosowania.
W czwartek Sąd Okręgowy w Olsztynie uznał apelację za zasadną, zmienił w całości zaskarżony wyrok sądu pierwszej instancji i oddalił powództwo, nakazując urzędowi pracy zwrócenie kosztów procesu. Wyrok jest prawomocny.
Sąd uznał, że wypowiedzenie umowy przez urząd pracy i pozew o zwrot dofinansowania były sprzeczne ze społeczno-gospodarczym przeznaczeniem prawa. Według sądu nie można nie zauważyć, że pozwanym jest były bezrobotny, a pozwał go urząd powołany do pomocy i aktywizacji takich osób. Pozwany realizował warunki umowy, uruchomił i prowadzi salon optyczny, prawidłowo rozliczał się z przyznanych mu pieniędzy.
Sąd przyznał natomiast, że nieposiadanie wpisu do ewidencji działalności gospodarczej było przesłanką formalną do uzyskania przez bezrobotnego dofinansowania i w tej sprawie doszło do zaniedbania z jego strony. Zwrócił jednak uwagę, że urząd pracy nie wykazał minimum staranności, przyznając mu status bezrobotnego i zawierając z nim umowę bez sprawdzenia czy posiada taki wpis. Urzędnicy zweryfikowali to dopiero wówczas, gdy rozliczali wykorzystanie wypłaconych środków.
Po ogłoszeniu wyroku Marek Płaksa powiedział, że jest to dla niego szczęśliwy dzień, bo będzie mógł wreszcie skupić się na prowadzeniu i rozwoju stworzonej przez siebie firmy. Jak przyznał, trwająca dwa lata "przeprawa z urzędnikami" zajmowała mnóstwo czasu, a niepewność co do wyniku sprawy sądowej uniemożliwiała mu poszerzanie działalności czy zatrudnienie pracowników.
Jego pełnomocnik mec. Lech Obara podkreślił natomiast, że ta sprawa pokazała, że pracownicy urzędu pracy zapomnieli, jaki jest cel przepisów, którym mają służyć, czyli ustawy o promocji zatrudnienia. Przez swoje postępowanie przy podejmowaniu decyzji narazili człowieka na procesy. Nie liczyli się z tym, że gdyby nie korzystny wyrok, to wyprodukowaliby kolejnego bezrobotnego w jeszcze w gorszej sytuacji niż kiedyś był, bo z całym bagażem długów - mówił Obara.
(abs)