Ponad trzydziestu strażników miejskich z Kalisza w Wielkopolsce podpisało się pod apelem kierowanym przez związkowców do władz miasta. W piśmie wymieniają liczne nieprawidłowości w funkcjonowaniu jednostki. Jeden z postulatów mówi też o odwołaniu obecnego komendanta.
Sygnatariusze to większość zespołu kaliskiej jednostki. Wśród nich dyżurni, dyspozytorzy i strażnicy pełniący służbę patrolową. Żaden z nich nie widzi możliwości dalszej współpracy ze swoim szefem. Tym bardziej, że konflikt, którego rozwiązania na horyzoncie nie widać - zaognia się już od czterech lat.
Ich zastrzeżenia znajdują odzwierciedlenie w wielostronicowych raportach po kontrolach przeprowadzonych przez urząd miasta i Państwową Inspekcję Pracy. Komendant tymczasem odpiera zarzuty, twierdząc, że to nagonka i próba pozbawienia go stanowiska. Twierdzi też, że pracownicy, którzy podpisali się pod wspomnianym wnioskiem to ofiary manipulacji.
Początki konfliktu między obecnym komendantem straży miejskiej w Kaliszu Dariuszem Hybsiem a strażnikami sięgają 2016 roku. To wtedy pracownicy jednostki po raz pierwszy zasygnalizowali władzom miasta o nieprawidłowościach w działaniu straży.
Wskazywali m.in. na nieprawidłowości w naliczaniu wynagrodzeń i wypłacaniu dodatków. Ich apel do władz miasta zakończył się urzędniczym audytem w jednostce.
Kontrolę podsumowano w wielostronicowym raporcie, którego pierwszych kilkanaście punktów mówi o poważnych nieprawidłowościach w działaniu kaliskiej straży. Wśród nich m.in. zastosowanie niewłaściwej podstawy prawnej do udzielonego zamówienia publicznego, przyznanie pracownikowi wynagrodzenia zasadniczego niezgodnie z przepisami prawa, (...) zawyżenie liczby uczniów, co spowodowało pobranie dotacji w kwotach wyższych od należnych.
W raporcie mowa też m.in. o wpłaceniu niższej niż należna kwoty do Urzędu Skarbowego. W sumie w ocenie kontrolerów kierownictwo straży naruszyło 12 przepisów.
Po tamtym audycie komendanta straży odwołano, ale nie na długo i jak się okazało była to tylko formalność. Na biurko szefa jednostki trafiło 3-miesięczne wypowiedzenie, które w 2018 roku cofnął ówczesny zastępca prezydenta Kalisza Tomasz Rogoziński. W czasie od wręczenia wypowiedzenia do jego unieważnienia komendant Dariusz Hybś przychodził codziennie do pracy.
Strażnicy ponowili swoje postulaty do władz Kalisza, kiedy po wyborach samorządowych w 2018 roku wybrano nowe władze miasta. Prezydentem został wówczas Krystian Kinastowski, a jego zastępcą odpowiadającym za straż miejską - Mateusz Podsadny.
Pod listem kierowanych do nowych władz miasta podpisało się 37 osób. To większość pracowników kaliskiej straży. Nie podpisało się pod nim trzech kierowników i część pracowników administracji.
Zaczynając od atmosfery panującej w straży miejskiej, traktowania przynajmniej części strażników przez kadrę kierowniczą, po nieprawidłowości związane z wynagrodzeniami, nie wypłacanie prawidłowych kwot związanych z dodatkiem nocnym, nieprawidłowe przestrzeganie przerw, ustalanie zmian w grafiku. Nawarstwia się tego bardzo dużo - tłumaczy występujący w imieniu strażników Arkadiusz Maciejewski, z-ca przewodniczącego komisji międzyzakładowej NSZZ Solidarność przy kaliskim urzędzie miasta. Oprócz spraw związanych z wynagrodzeniami, strażnicy wymieniają inne palące problemy w ich codziennej służbie. Wśród nich niedziałający monitoring miejski, niesprawny tabor samochodowy, nieudolne planowanie dyżurów i całkowity brak współpracy ze związkami zawodowymi ze strony szefostwa.
Strażnicy zwracają też uwagę na niepokojący ich zdaniem podział środków zaoszczędzonych z racji nieobsadzonych stanowisk. Wnioskują też o podwyżkę w wysokości 500 zł i domagają się odwołania komendanta Hybsia. Ich postulaty są aktualne do dziś.
Jak nieoficjalnie ustaliliśmy, nierówności, o których wspominają strażnicy, to m.in. kwoty dodatków za dyżur pod telefonem. Naczelnicy wydziałów za tego rodzaju służbę w dniu wolnym mają otrzymywać po 3 tys. zł dodatku. Tymczasem premia dla pojedynczego strażnika za np. ujęcie złodzieja ma wynosić 100 zł. Domagamy się odwołania komendanta, bo nie widzimy dalszej możliwości współpracy z tym panem - podsumowuje Arkadiusz Maciejewski.
Na pismo skierowane do władz miasta związkowcy otrzymują lakoniczną odpowiedź: W związku z pismem z dnia 23.04.2019, data wpływu 25.04.2019 informuję, iż jest dokonywana szersza analiza i o jej wynikach poinformuję Komisję Międzyzakładową NSZZ Solidarność. Podpisał się pod nią z-ca prezydenta Kalisza Mateusz Podsadzy.
W kolejnym piśmie do władz Kalisza, związkowcy ze straży miejskiej informują, że przeprowadzą akcję protestacyjną, a o zamieszaniu w jednostce poinformują opinię publiczną. Zareagować postanawia sam prezydent miasta Krystian Kinastowski, proponując mediacje i zapowiadając szeroko zakrojoną kontrolę w jednostce. Ta kontrola w rzeczywistości objęła trzy obszary i wyłącznie podstawowe zagadnienia - komentuje występujący w mieniu strażników Arkadiusz Maciejewski.
Po wymianie pism ze związkowcami w maju 2019 roku miasto zapowiedziało, że zamierza rozwiązać trudną sytuację w kaliskiej straży. Urzędnicy zaproponowali mediacje, prowadzone przez specjalistów z zewnątrz, na co zgodzili się związkowcy.
Spotkania mediacyjne ruszyły w czerwcu minionego roku, ale zdaniem związkowców nie były prowadzone zgodnie ze sztuką. Zaproszono nasz wszystkich do jednego pomieszczenia - związkowców, strażników, komendanta i władze miasta. Mediacje miały prowadzić dwie zewnętrzne mediatorki. Jesteśmy przekonani, że powinno być nieco inaczej. Najpierw należało wysłuchać wszystkich stron sporu z osobna, wypracować i zaproponować rozwiązanie, a nie podejmować próby mediacji w tak szerokim gronie - tłumaczy Arkadiusz Maciejewski.
Ostatecznie w lipcu mediacje zostają zerwane, a we wrześniu strażnicy rozpoczynają akcję protestacyjną, oflagowując jednostkę i radiowozy. Wypisują też mniej mandatów niż zazwyczaj.
Akcję protestacyjną poprzedza spotkanie z komendantem Hybsiem, na którym szef jednostki godzi się na część postulatów, ale później wycofuje się z ustaleń. W październiku ruszają kolejne negocjacje, po raz kolejny nieudane i zakończone protokołem rozbieżności.
Miniony rok w kaliskiej straży kończy się w napiętej atmosferze. Strażnicy nie otrzymują dodatków na święta i dodatku motywacyjnego na koniec roku.
31 grudnia jedna ze strażniczek, będąca na skraju wyczerpania nerwowego postanawia też złożyć skargę na biurko komendanta. Ta dotyczy zachowania jej bezpośredniego przełożonego. Komendant odmawia jednak przyjęcia pisma.
Jesienią w kaliskiej jednostce swoją kontrolę prowadzi też Państwowa Inspekcja Pracy. Inspektorzy przyglądają się działaniom kierownictwa jednostki między 17 października a 22 listopada. W raporcie inspektorzy wskazują na zaległości w wypłacaniu dodatku nocnego, nieprawidłowości w wypłacaniu delegacji, zmiany w grafiku dyżurów w tym samym dniu, co godzi w zapisy kodeksu pracy. Ich kontrola kończy się skierowaniem wniosku do sądu o ukaranie komendanta Hybsia.
Kierujący kaliską strażą miejską Dariusz Hybś to były policjant. Zanim objął stanowisko komendanta jednostki pracował jako dzielnicowy, miał też epizod w wydziale kryminalnym. Był też szefem izby dziecka w Ostrowie Wielkopolskim. Komendantem straży jest od 2011 roku.
Napiętą sytuację w straży sprowadza do konfliktu z występującym w imieniu strażników Arkadiuszem Maciejewskim. Ja bym nie nazwał tego sporem, ale określiłbym to szykanowaniem mnie, bo od tego czasu moja jednostka jest kontrolowana przez rożne instytucje i podmioty. Od tego czasu nie było żadnych rażących uchybień w naszej pracy. Oczywiście, że zdarzyły się jakieś drobnostki, ale uważam, że na pewno nie należy tych rzeczy traktować tak jak przedstawia to związek, że były to poważne naruszenia w funkcjonowaniu straży. Kaliska jednostka działa tyle lat, ja pracuję na nią razem ze strażnikami i nasze działania są wysoko oceniane na szczeblu wojewódzkim i krajowym. - mówi komendant kaliskiej straży Dariusz Hybś.
Pytamy zatem, czym zdaniem komendanta są podyktowane wspomniane przez niego szykany. To już jest pytanie do zastępcy szefa związków zawodowych. Godzi to w nasz wizerunek jako formacji i nie jest to na miejscu. Jeden pracownik być może chciałby, żebym się podał do dymisji i zrezygnował z kierowania jednostką.
Zdaniem szefa kaliskich strażników pismo, pod którym podpisało się 37 pracowników jednostki, zostało zmanipulowane. To pismo było najpierw sporządzone w formie kilku postulatów, wśród nich m.in. podwyżki i tak podpisywali to strażnicy. Na drugi dzień dowiedziałem się, że jednak gdzieś tam w środku pomiędzy myślnikami było wpisane odwołanie mnie ze stanowiska. Zrobiłem wówczas odprawę, na której byli strażnicy, oczywiście nie wszyscy. Kiedy zadałem pytanie, dlaczego chcą odwołania mnie ze stanowiska - powiedzieli, że podpisali się tylko pod postulatem o podwyżkach. To było pismo zmanipulowane, post factum podpisane, tak się nie robi - tłumaczy komendant Hybś.
Nie ma takiej możliwości - odpowiada na ten zarzut jeden z pracowników straży, który chce pozostać anonimowy. Zarówno ja, jak i każdy z moich kolegów, którzy podpisywaliśmy się pod tym pismem, dokładnie wiedzieliśmy, co robimy. To jest zbyt poważna sprawa, żeby nie zapoznać się treścią pisma przed jego podpisaniem. Teraz służba w naszej straży to jest gehenna. Wiele osób boi się odezwać, bo dla nich to jest być albo nie być. Młodsi pracownicy to jeszcze sobie jakoś poradzą, spróbują się przebranżowić, ale starsi? Ci, którzy mają po 30 lat pracy i odliczają do emerytury? - pyta retorycznie strażnik.
To wątek, który oprócz spraw finansowych czy formalnych nieścisłości w pracy administracyjnej, najbardziej niepokoi pracowników straży. O zjawisku mówią na przykładzie jednej ze strażniczek, która jest obecnie w kiepskiej kondycji psychicznej.
"G... mnie obchodzi, co zrobisz z dzieckiem. Możesz je zostawić na ulicy". W ten sposób miał się do niej zwrócić jeden z naczelników w kaliskiej straży, jej bezpośredni przełożony. Sytuacja miała miejsce po tym jak zakomunikował wcześniej konieczność zmiany w grafiku. Strażniczka tłumaczyła wówczas, że zmiana koliduje z jej dotychczasowym planem, a w konsekwencji nie będzie miała z kim zostawić małego dziecka. Kobieta nie znalazła siły na rozmowę, obecnie przebywa na zwolnieniu lekarskim. O jej sytuacji opowiedzieli nam znajomi z pracy, którzy również wolą pozostać anonimowi.
Koleżanka była u komendanta, rozmawiała z nim o złym traktowaniu przez naczelnika, ale komendant nie wyciągnął żadnych konsekwencji wobec naczelnika. Komendant tłumaczy, że w jednostce obowiązuje polityka antymobbingowa, wg której może powołać komisję wyjaśniająca takie zdarzenia, ale nie dodaje już, że jeśli komisja stwierdzi, że zgłoszenie było bezzasadne - może zwolnić pracownika. Ludzie boją się po prostu mówić i wolą się przemęczyć w takiej atmosferze - wyjaśnia jeden z kolegów strażniczki.
Kobieta próbowała złożyć skargę na biurko komendanta w tej sprawie 31 grudnia 2019 roku. Komendant odmówił jednak przyjęcia pisma. Uważam, że to wcale nie była odpowiedź odmowna. Myśmy wcześniej się spotkali z tą pracownicą, byliśmy umówieni na spotkanie, żeby przedłożyć te dokumenty w przedostatni poniedziałek grudnia, natomiast uważam, że w ostatnie pół godziny przed moim miesięcznym urlopem przyjście i złożenie takich dokumentów to była kolejna manipulacja ze strony związków zawodowych, bo wiedzieli, że takiego pisma nie przyjmę, ponieważ w trakcie urlopu nie mogę wykonywać żadnych czynności służbowych - tłumaczy komendant Hybś pytany o to dlaczego odmówił przyjęcia dokumentów.
Sprawę strażniczki wyjaśnia Państwowa Inspekcja Pracy, w trakcie ponownej kontroli trwającej właśnie w jednostce. Jednym z możliwych scenariuszy jest wniosek do sądu skierowany przez PIP.
Odpowiedzialny za straż miejską zastępca prezydenta Kalisza nie chce jednak zdradzać, jakie decyzje ma na myśli. Mateusz Podsadny twierdzi, że dotychczasowe audyty w jednostce nie wykazały rażących nieprawidłowości, które umożliwiałyby wyciągnięcie jakichkolwiek konsekwencji wobec jej szefa. Kontrole były i kontrole są. Jeśli inspektorzy wydadzą jakieś konkretne decyzje, to wtedy my będziemy podejmować decyzje. (...) Nie wykluczamy też dalszych kontroli, ale czekamy na decyzję inspekcji - tłumaczy Podsadny.
Jak nieoficjalnie ustaliliśmy, kaliscy strażnicy mają też szereg zastrzeżeń co do kwot wydawanych na wyposażenie. Jako przykłady wymieniają m.in. zakup teaserów (rodzaj paralizatora), które leżą nieużywane w jednostce. Żaden z pracowników nie ukończył bowiem wymaganego szkolenia do ich obsługi.
W wątpliwość poddają też wydatek w kwocie 123 000 zł na zakup radiowozu przystosowanego do przewozu nietrzeźwych. Zdaniem pracowników, z którymi rozmawialiśmy, pojazd można było kupić znacznie taniej. Do kwestii przetargu na jego zakup, wracamy w rozmowie z zastępcą prezydenta miasta. Postępowanie miało miejsce, prowadzone przez audytorów wewnętrznych i nie wykazało żadnych nieprawidłowości. Było to przedmiotem kontroli, nic mi nie wiadomo, żeby to była stawka wygórowana. Zakup miał miejsce zanim ja jeszcze zostałem wiceprezydentem. Żadne oficjalne pismo w tej sprawie do mnie nie dotarło - wyjaśnia Mateusz Podsadny.
Kolejną wizytę w siedzibie kaliskiej straży miejskiej, inspektorzy Państwowej Inspekcji Pracy zapowiedzieli na środę.