Niezwykła historia w Poznaniu. Młoda matka nie zdążyła dojechać samochodem do szpitala. Musiała zatrzymać się i urodzić na pobliskim przystanku. We wszystkim pomogła jej motornicza.
Koleżanka zauważyła auto, które zaparkowało blisko zajezdni i coś nietypowego było w zachowaniu kierującego. Domyśliła się, że wewnątrz auta jest rodząca kobieta - relacjonuje motornicza w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Danielem Dykiem.
Dojechaliśmy do przejazdu kolejowego, oczywiście był zamknięty. Otworzył się przejazd, zjechaliśmy na pobocze do zajezdni tramwajowej - opowiada z kolei młoda matka. Motornicza otworzyła drzwi, no i dziecko wyleciało jej już na ręce - dodaje.
Motornicza musiała zabezpieczyć matkę i niemowlę przed wyziębieniem oraz podwiązać pępowinę. Do tego ostatniego użyła... sznurka od parasola. Szukaliśmy czegoś odpowiedniego, oczywiście warunki polowe, więc trudno było znaleźć coś, co jest w miarę czyste i na tyle mocne, żeby mogło nam posłużyć - mówi bohaterka z Poznania.
A skąd u motorniczej takie umiejętności? Jak sama przyznaje, z wykształcenia jest... położną. Gdzieś ta wiedza jednak została i cieszę się, że mogłam pomóc - powiedziała.
(az)